środa, 8 kwietnia 2015

Epilogo.

Świeciło piękne słońce, delikatny wiatr bawił się moją grzywką. Siedziałem na ławce w parku i obserwowałem jak moje małe księżniczki huśtają się. Obie chodziły już do przedszkola, ten czas tak szybko leci. Czasami za szybko. Moja kariera dobiega końca, wiem to. Trzydzieści cztery lata to kraniec mojego piłkarskiego życia. Mimo wszystko czułem, że dałem z siebie wszystko. Teraz będę mógł się w stu procentach poświęcić rodzinie. Tym bardziej, że niedługo ma się ona powiększyć. 
- Cześć kochanie. - usłyszałem głos Carloty, a po chwili poczułem jej usta na swoich. 
- Mama! Ciocia! - krzyknęły małe, gdy zobaczyły moją ciężarną żonę. Ślub wzięliśmy, gdy Milagros miała sześć miesięcy. Wtedy wszystko było już w porządku, wróciłem do grania w piłkę, dogadaliśmy się z Marią. Byłem szczęśliwy.
- I co u lekarza? - zapytałem i położyłem dłoń na dużym już brzuszku.
- Wszystko dobrze, nasze maleństwo jest zdrowe jak ryba.
- To wspaniale. Wiesz już? 
- Może. - odparła z szerokim uśmiechem.
- Mamusiu, bo ja bym chciała mieć blaciszka. - powiedziała słodko Mila.
- Ja też. - dodała Alexa. 
- Tak? A czemu nie siostrzyczkę? 
- Bo jedną już mam. - odpowiedziały równo.
- Ja też bym chciał syna. - wstałem z miejsca i ustąpiłem je moim córką. Usiadły po dwóch stronach Carloty i wtuliła się w nią. - Bo jak nie, to będę majstrował aż mi się nie uda. - powiedziałem z cwaniackim uśmiechem a moja mała się zaśmiała. 
- No dobrze, powiem wam. - serce momentalnie mi przyspieszyło, w duchu modliłem się się o Juniora. Chłopca, którego nauczę grać w piłkę i puszczę do szkółki Realu. 
- Ramos, będziesz miał syna. – powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Syn, syn, będę miał syna! – krzyknąłem, klęknąłem przed Carlotą i ucałowałem jej brzuch. Moje córeczki ucieszyły się równie mocno jak ja.
- Supel! – krzyknęła Milagros.
- Księżniczki idźcie się jeszcze chwilę pobawić, a później pojedziemy na obiad. – poprosiłem córki a te od razu pobiegły na huśtawki. – Dziękuję. – szepnąłem, spojrzałem w ciemne tęczówki Carloty a następnie pocałowałem jej malinowe usta. – Za wszystko, co dla mnie zrobiłaś, za to, że mi wybaczyłaś, dałaś mi cudowną córkę, a teraz syna. Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też wariacie. – położyła dłoń na moim zarośniętym policzku i pogłaskała. – Najbardziej na świecie.

~~~~~~~~~~ 
Nie wierzę, że to koniec tego opowiadania. :c
Powstało tak szybko, w jeden tydzień, pisało się je bardzo dobrze. Ramos jest dobrym materiałem na głównego bohatera, więc pewnie jeszcze kiedyś coś o nim napiszę. Ale na razie muszę się skupić na reszcie bo pomysłów jest mega dużo. ;) 
Pewnie gdyby nie namowa sueños nigdy nie powstało to opowiadanie, więc bardzo ci dziękuję słońce!  ;* 
Bardzo lubiłam to opowiadanie i jestem w sumie z niego bardzo zadowolona. Dziękuję za wszystkie komentarze, naprawdę wiele one dla mnie znaczą. <3
Żegnam się z Ramosem ale możecie mnie znaleźć na:



XAVI & JORDI ALBA <- tutaj na dniach pojawi się prolog.



Jeszcze raz dziękuję za wszystkie miłe słowa, jesteście kochane :* 
Buziaczki, 

Ines


środa, 1 kwietnia 2015

Siete.


"Yo siento que tu compañia
Es el mejor regalo que me dio la vida 
La fuerza que me empuja a seguir adelante
De todo lo que tengo es lo más importante" 
~ Estoy contigo, Alex, Jorge y Lena


Jest źle, jest coraz gorzej.. Minęło już dziesięć dni od wypadku, lekarze zrobili już wszystko, co mogli, a on nadal nie chce się obudzić. Powoli tracę nadzieję, wiem, że nie powinnam, ale nie potrafię. Siedzę z nim godzinami, mówię do niego, a on nic. Tak bardzo bym chciała żeby się wreszcie obudził, tym bardziej teraz, gdy wiem, że..
Mijałam tak dobrze znane mi korytarze, pielęgniarki siedzące w swoim pokoiku. Od tamtego dnia szpital stał się moim drugim domem, albo i nawet pierwszym, bo to tu spędzam całe dnie.
- Carlota, mogę Cię prosić na chwilę. – usłyszałam głos lekarza Ramosa, odwróciłam się i zobaczyłam go podbiegającego do mnie.
- Jasne. Coś się stało?
- Nie chcę cię okłamywać, nie jest dobrze. Od trzech dni jego wyniki są coraz gorsze, serce pracuje coraz wolniej.
- Czy to znaczy, że.. – wyszeptałam i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Jeżeli się nie obudzi do końca tygodnia, a wyniki nadal będą się pogarszać to jego życie będą powstrzymywać tylko i wyłącznie maszyny. Próbowałem wszystkiego.
- Wiem. – powiedziałam krztusząc się łzami.
- Przykro mi. – położył mi dłoń na ramieniu i delikatnie ścisnął. – Idź do niego.
W odpowiedzi potrząsnęłam tylko głową i wyminęłam go. Nadusiłam na klamkę i weszłam do sali Sergio. Byłam wściekła, zdesperowana i bezsilna.
- Co ty sobie cholera wyobrażasz?! – krzyknęłam i rzuciłam torebką w szafkę. – To nie jest już śmieszne, nigdy nie było. Mam dość twojego beznadziejnego poczucia humoru! Obudź się. – cały czas krzyczałam. – Nie możesz mnie zostawić, słyszysz?! Nie teraz, gdy.. musimy porozmawiać Sergio. – usiadłam na krzesełku obok i zrobiłam kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić. Chwyciłam dłoń piłkarza i położyłam na swoim brzuchu. – Jestem w ciąży. Musisz się obudzić. – szepnęłam i kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. – Nie poradzę sobie bez ciebie. – położyłam jego rękę z powrotem na łóżku i mocno ścisnęłam. – Obudź się. Jak nie dla mnie, dla Alexy, dla naszego maleństwa, dla piłki, fanów czy przyjaciół to obudź się dla siebie. Przecież tyle chciałeś jeszcze zrobić. Obudź się dla siebie, proszę.. – szepnęłam. Po chwili poczułam jak Sergio ściska moją rękę. Serce zaczęło bić mi szybciej
- Doktorze!  - krzyknęłam szybko. Lekarz zjawił się w sali kilka sekund później. – Proszę spojrzeć. Uścisnął mnie. – odpowiedziałam z uśmiechem pełnym nadziei. Nagle powieki mojego ukochanego zaczęły się podnosić, delikatnie, najpierw jedna, po chwili druga.
- Przepuść mnie, proszę. – odsunęłam się kilka kroków do tyłu a Antonio podszedł do leżącego piłkarza i poświecił mu światełkiem w oczy. – Reaguje. – odpowiedział z uśmiechem. – Dzień dobry Sergio. Jeżeli mnie słyszysz zamrugaj. – poprosił a mój narzeczony to zrobił. – Miałeś wypadek, jesteś w szpitalu. – powiedział spokojnie w stronę Andaluzyjczyka - Dobra robota. – poklepał mnie po plecach i posłał przyjazny uśmiech. – Za pięć minut zabiorę go na badania. Przywitaj się z nim.
Nie musiał mówić dwa razy. Podeszłam do Sergio i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach. Usiadłam na brzegu łóżka i się do niego przytuliłam.
- Ale mnie nastraszyłeś. Stęskniłam się za Tobą. – spojrzałam w jego ciemne tęczówki. – Kocham cię.
- Ja ciebie też. – wyszeptał.
- Słyszałeś jak do Ciebie mówiłam?
- Nie.
- No to będziemy musieli pogadać, ale to potem. Teraz najważniejsze jest żebyś wrócił do zdrowia. – cmoknęłam go w czubek nosa i po chwili w sali zjawiły się pielęgniarki.
- Dobrze, że się już Pan obudził Panie Ramos. – powiedziała jedna z uśmiechem. – Zabieramy Pana na badania.
- Poczekam na ciebie. – szepnęłam mu na ucho i wyszłam z pokoju. Wzięłam telefon do ręki i pierwsze, co zrobiłam to zatelefonowałam do Ikera. Casillas aż krzyknął z radości, gdy usłyszał nowinę. Łza szczęścia spłynęła mi po policzku. Teraz wszystko będzie już dobrze, musi!

***

To chyba cud, moja mała do mnie wróciła! Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Dzisiaj wychodzę ze szpitala, w końcu. Stęskniłem się za swoim łóżkiem, ale chyba bardziej za towarzystwem w nim. Nadal do mnie nie dociera, że Carlota mi wybaczyła. Anioł nie kobieta.
Siedzieliśmy z Car w mojej sali, gdy przyszedł Antonio, przemiły człowiek. Bardzo się cieszę, że to właśnie on był moim lekarzem.
- Mógłbym powiedzieć, że szkoda, że nas opuszczasz, bo bardzo lubiłem Twoich kumpli, co hurtowo tu przychodzili cię odwiedzać, ale za długo już tu leżałeś. Czas wracać do domu Sergio. Za tydzień zapraszam na kontrolę. I ani mi się waż przeciążać tą nogę! – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Wiem, pamiętam. Trujecie mi o tym od tygodnia. – odpowiedziałem ze śmiechem.
- Bo się o ciebie martwimy. – powiedzieli równo i zaczęli się śmiać.
- Będziesz w dobry rękach. Do zobaczenia za tydzień. – dodał i podał mi kartkę z wypisem.
- Do domu! – krzyknąłem i poderwałem się z miejsca.
- Nie zapomniałeś o czymś? – powiedziała i słodko się uśmiechnęła.
- No tak, moje dwie nowe przyjaciółki. – zrezygnowany chwyciłem za kule i w towarzystwie Carloty wyszedłem ze szpitala. Przed głównym wyjściem stało stado dziennikarzy, mała uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i stanęła za mną. Grupka podbiegła do mnie z mikrofonami i tysiącem pytań.
- Jak się czujesz? – zapytał jeden z mężczyzn.
- Wyśmienicie, miałem cudowną opiekę. Teraz wracam do domu nacieszyć się narzeczoną i córką.
- A co z piłką?
- Nie wiem, na razie kość musi się zrosnąć. Mam nadzieję, że nie będzie komplikacji. Lekarze mówią, że jeżeli wszystko pójdzie tak jak jest w planach i z wynikami będzie wszystko w porządku to na początku września powinienem wrócić do normalnych treningów.
- Czyli ominie cię presezon i pierwsze miesiące gry?
- Tak. Jednak postaram się wrócić najszybciej jak to będzie możliwe. Jeżeli się uda, będę gotowy na starcie z Barceloną. – powiedziałem z uśmiechem. – A teraz wybaczcie, ale chcę wreszcie wrócić do domu.
Dziennikarze podziękowali mi za krótką rozmowę i pozwolili przejść do czarnego audi Ikera.
Dni mijały, a ja siedziałem w domu i się nudziłem. Gdy pomyślałam sobie, że chłopaki trenują to krew mnie zalewała. Wiem, że nie mogę, ale kurde no! Jeszcze moja mała, co chwilę gdzieś wychodzi, a to do pracy, a to na zakupy, czy spotkać się z dziewczynami. Jak dla mnie to mogłaby siedzieć ze mną cały czas.
- Kochanie mogę cię o coś prosić? – zapytałem ścierającą kurze Carlotę.
- Co tym razem? – westchnęła. Przez tą moją nogę nie mogłem się za bardzo ruszać, więc o wszystko prosiłem moją miłość.
- Tylko nie krzycz. Chciałbym pojechać jutro na trening chłopaków. Proooszę. – zrobiłem maślane oczy.
- Miałeś się z domu nie ruszać bez potrzeby.
- Ale to jest ważne. Chciałbym się przywitać i podziękować.
- No dobrze, ale jadę z tobą.
- Dziękuję, a teraz chodź tu do mnie. – złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Przegarnąłem kosmyk jej blond włosów i pocałowałem. – Stęskniłem się za tym.
- Nie możesz się przemęczać. – uderzyła moją dłoń, która wędrowała pod jej brązowy top.
- Pytałem się Antonia, pozwolił. – odpowiedziałem z cwaniackim uśmieszkiem.
- Głupek.
- Co w tym złego, że chcę się kochać ze swoją narzeczoną. – wzruszyłem teatralnie ramionami - To jak będzie?
- Musimy pogadać Sergio. – powiedziała poważnie. Robi się groźnie.. Wstała z miejsca i podeszła do szafki. Wyjęła z niej coś i wróciła na miejsce. Podała mi zdjęcie i powiedziała – Jestem w ciąży, drugi miesiąc. – spojrzałem na usg, na nią i z powrotem na usg. Przez chwilę nie docierało do mnie to, co przed chwilą powiedziała.
- Będziemy rodzicami?
- Tak.
Mocno ją przytuliłem, a następnie pocałowałem. Będę ojcem! Tym razem takim z krwi i kości, będę się Carlotą opiekować w czasie ciąży, będę przy porodzie, wybiorę imię, będę nocami wstawać i usypiać nasze maleństwo! Będę pełnoetatowym tatusiem!
- Tak bardzo się cieszę! Car to najpiękniejsza wiadomości jaką w życiu usłyszałem. - byłem taki szczęśliwy, najchętniej zacząłbym skakać z radości.
- Pierwszy raz ci to powiedziałam, gdy byłeś w śpiączce, bałam się, że zostanę z tym sama, ale chwilę później się obudziłeś. To maleństwo jest dla mnie jak cud, mały cud, dzięki któremu się obudziłeś. – powiedziała ze łzami w oczach. – Kocham cię Sergio.
- Ja ciebie też Car, najmocniej na świecie. Kocham was. – delikatni się uśmiechnąłem i pocałowałem jej brzuszek. – Już wiem jak je nazwiemy. – powiedziałem dumny ze swojego pomysłu – Kochanie, co powiesz na Milagros? Jak cud. Nasz mały cud.
- Przepięknie.
- A jak będzie chłopiec to będzie Sergio Junior.
- Dobrze. Będzie Junior. Bardzo cię kocham. – wtuliła się w moje ramię i chwyciła moją dłoń.