środa, 8 kwietnia 2015

Epilogo.

Świeciło piękne słońce, delikatny wiatr bawił się moją grzywką. Siedziałem na ławce w parku i obserwowałem jak moje małe księżniczki huśtają się. Obie chodziły już do przedszkola, ten czas tak szybko leci. Czasami za szybko. Moja kariera dobiega końca, wiem to. Trzydzieści cztery lata to kraniec mojego piłkarskiego życia. Mimo wszystko czułem, że dałem z siebie wszystko. Teraz będę mógł się w stu procentach poświęcić rodzinie. Tym bardziej, że niedługo ma się ona powiększyć. 
- Cześć kochanie. - usłyszałem głos Carloty, a po chwili poczułem jej usta na swoich. 
- Mama! Ciocia! - krzyknęły małe, gdy zobaczyły moją ciężarną żonę. Ślub wzięliśmy, gdy Milagros miała sześć miesięcy. Wtedy wszystko było już w porządku, wróciłem do grania w piłkę, dogadaliśmy się z Marią. Byłem szczęśliwy.
- I co u lekarza? - zapytałem i położyłem dłoń na dużym już brzuszku.
- Wszystko dobrze, nasze maleństwo jest zdrowe jak ryba.
- To wspaniale. Wiesz już? 
- Może. - odparła z szerokim uśmiechem.
- Mamusiu, bo ja bym chciała mieć blaciszka. - powiedziała słodko Mila.
- Ja też. - dodała Alexa. 
- Tak? A czemu nie siostrzyczkę? 
- Bo jedną już mam. - odpowiedziały równo.
- Ja też bym chciał syna. - wstałem z miejsca i ustąpiłem je moim córką. Usiadły po dwóch stronach Carloty i wtuliła się w nią. - Bo jak nie, to będę majstrował aż mi się nie uda. - powiedziałem z cwaniackim uśmiechem a moja mała się zaśmiała. 
- No dobrze, powiem wam. - serce momentalnie mi przyspieszyło, w duchu modliłem się się o Juniora. Chłopca, którego nauczę grać w piłkę i puszczę do szkółki Realu. 
- Ramos, będziesz miał syna. – powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Syn, syn, będę miał syna! – krzyknąłem, klęknąłem przed Carlotą i ucałowałem jej brzuch. Moje córeczki ucieszyły się równie mocno jak ja.
- Supel! – krzyknęła Milagros.
- Księżniczki idźcie się jeszcze chwilę pobawić, a później pojedziemy na obiad. – poprosiłem córki a te od razu pobiegły na huśtawki. – Dziękuję. – szepnąłem, spojrzałem w ciemne tęczówki Carloty a następnie pocałowałem jej malinowe usta. – Za wszystko, co dla mnie zrobiłaś, za to, że mi wybaczyłaś, dałaś mi cudowną córkę, a teraz syna. Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też wariacie. – położyła dłoń na moim zarośniętym policzku i pogłaskała. – Najbardziej na świecie.

~~~~~~~~~~ 
Nie wierzę, że to koniec tego opowiadania. :c
Powstało tak szybko, w jeden tydzień, pisało się je bardzo dobrze. Ramos jest dobrym materiałem na głównego bohatera, więc pewnie jeszcze kiedyś coś o nim napiszę. Ale na razie muszę się skupić na reszcie bo pomysłów jest mega dużo. ;) 
Pewnie gdyby nie namowa sueños nigdy nie powstało to opowiadanie, więc bardzo ci dziękuję słońce!  ;* 
Bardzo lubiłam to opowiadanie i jestem w sumie z niego bardzo zadowolona. Dziękuję za wszystkie komentarze, naprawdę wiele one dla mnie znaczą. <3
Żegnam się z Ramosem ale możecie mnie znaleźć na:



XAVI & JORDI ALBA <- tutaj na dniach pojawi się prolog.



Jeszcze raz dziękuję za wszystkie miłe słowa, jesteście kochane :* 
Buziaczki, 

Ines


środa, 1 kwietnia 2015

Siete.


"Yo siento que tu compañia
Es el mejor regalo que me dio la vida 
La fuerza que me empuja a seguir adelante
De todo lo que tengo es lo más importante" 
~ Estoy contigo, Alex, Jorge y Lena


Jest źle, jest coraz gorzej.. Minęło już dziesięć dni od wypadku, lekarze zrobili już wszystko, co mogli, a on nadal nie chce się obudzić. Powoli tracę nadzieję, wiem, że nie powinnam, ale nie potrafię. Siedzę z nim godzinami, mówię do niego, a on nic. Tak bardzo bym chciała żeby się wreszcie obudził, tym bardziej teraz, gdy wiem, że..
Mijałam tak dobrze znane mi korytarze, pielęgniarki siedzące w swoim pokoiku. Od tamtego dnia szpital stał się moim drugim domem, albo i nawet pierwszym, bo to tu spędzam całe dnie.
- Carlota, mogę Cię prosić na chwilę. – usłyszałam głos lekarza Ramosa, odwróciłam się i zobaczyłam go podbiegającego do mnie.
- Jasne. Coś się stało?
- Nie chcę cię okłamywać, nie jest dobrze. Od trzech dni jego wyniki są coraz gorsze, serce pracuje coraz wolniej.
- Czy to znaczy, że.. – wyszeptałam i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Jeżeli się nie obudzi do końca tygodnia, a wyniki nadal będą się pogarszać to jego życie będą powstrzymywać tylko i wyłącznie maszyny. Próbowałem wszystkiego.
- Wiem. – powiedziałam krztusząc się łzami.
- Przykro mi. – położył mi dłoń na ramieniu i delikatnie ścisnął. – Idź do niego.
W odpowiedzi potrząsnęłam tylko głową i wyminęłam go. Nadusiłam na klamkę i weszłam do sali Sergio. Byłam wściekła, zdesperowana i bezsilna.
- Co ty sobie cholera wyobrażasz?! – krzyknęłam i rzuciłam torebką w szafkę. – To nie jest już śmieszne, nigdy nie było. Mam dość twojego beznadziejnego poczucia humoru! Obudź się. – cały czas krzyczałam. – Nie możesz mnie zostawić, słyszysz?! Nie teraz, gdy.. musimy porozmawiać Sergio. – usiadłam na krzesełku obok i zrobiłam kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić. Chwyciłam dłoń piłkarza i położyłam na swoim brzuchu. – Jestem w ciąży. Musisz się obudzić. – szepnęłam i kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. – Nie poradzę sobie bez ciebie. – położyłam jego rękę z powrotem na łóżku i mocno ścisnęłam. – Obudź się. Jak nie dla mnie, dla Alexy, dla naszego maleństwa, dla piłki, fanów czy przyjaciół to obudź się dla siebie. Przecież tyle chciałeś jeszcze zrobić. Obudź się dla siebie, proszę.. – szepnęłam. Po chwili poczułam jak Sergio ściska moją rękę. Serce zaczęło bić mi szybciej
- Doktorze!  - krzyknęłam szybko. Lekarz zjawił się w sali kilka sekund później. – Proszę spojrzeć. Uścisnął mnie. – odpowiedziałam z uśmiechem pełnym nadziei. Nagle powieki mojego ukochanego zaczęły się podnosić, delikatnie, najpierw jedna, po chwili druga.
- Przepuść mnie, proszę. – odsunęłam się kilka kroków do tyłu a Antonio podszedł do leżącego piłkarza i poświecił mu światełkiem w oczy. – Reaguje. – odpowiedział z uśmiechem. – Dzień dobry Sergio. Jeżeli mnie słyszysz zamrugaj. – poprosił a mój narzeczony to zrobił. – Miałeś wypadek, jesteś w szpitalu. – powiedział spokojnie w stronę Andaluzyjczyka - Dobra robota. – poklepał mnie po plecach i posłał przyjazny uśmiech. – Za pięć minut zabiorę go na badania. Przywitaj się z nim.
Nie musiał mówić dwa razy. Podeszłam do Sergio i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach. Usiadłam na brzegu łóżka i się do niego przytuliłam.
- Ale mnie nastraszyłeś. Stęskniłam się za Tobą. – spojrzałam w jego ciemne tęczówki. – Kocham cię.
- Ja ciebie też. – wyszeptał.
- Słyszałeś jak do Ciebie mówiłam?
- Nie.
- No to będziemy musieli pogadać, ale to potem. Teraz najważniejsze jest żebyś wrócił do zdrowia. – cmoknęłam go w czubek nosa i po chwili w sali zjawiły się pielęgniarki.
- Dobrze, że się już Pan obudził Panie Ramos. – powiedziała jedna z uśmiechem. – Zabieramy Pana na badania.
- Poczekam na ciebie. – szepnęłam mu na ucho i wyszłam z pokoju. Wzięłam telefon do ręki i pierwsze, co zrobiłam to zatelefonowałam do Ikera. Casillas aż krzyknął z radości, gdy usłyszał nowinę. Łza szczęścia spłynęła mi po policzku. Teraz wszystko będzie już dobrze, musi!

***

To chyba cud, moja mała do mnie wróciła! Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Dzisiaj wychodzę ze szpitala, w końcu. Stęskniłem się za swoim łóżkiem, ale chyba bardziej za towarzystwem w nim. Nadal do mnie nie dociera, że Carlota mi wybaczyła. Anioł nie kobieta.
Siedzieliśmy z Car w mojej sali, gdy przyszedł Antonio, przemiły człowiek. Bardzo się cieszę, że to właśnie on był moim lekarzem.
- Mógłbym powiedzieć, że szkoda, że nas opuszczasz, bo bardzo lubiłem Twoich kumpli, co hurtowo tu przychodzili cię odwiedzać, ale za długo już tu leżałeś. Czas wracać do domu Sergio. Za tydzień zapraszam na kontrolę. I ani mi się waż przeciążać tą nogę! – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Wiem, pamiętam. Trujecie mi o tym od tygodnia. – odpowiedziałem ze śmiechem.
- Bo się o ciebie martwimy. – powiedzieli równo i zaczęli się śmiać.
- Będziesz w dobry rękach. Do zobaczenia za tydzień. – dodał i podał mi kartkę z wypisem.
- Do domu! – krzyknąłem i poderwałem się z miejsca.
- Nie zapomniałeś o czymś? – powiedziała i słodko się uśmiechnęła.
- No tak, moje dwie nowe przyjaciółki. – zrezygnowany chwyciłem za kule i w towarzystwie Carloty wyszedłem ze szpitala. Przed głównym wyjściem stało stado dziennikarzy, mała uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i stanęła za mną. Grupka podbiegła do mnie z mikrofonami i tysiącem pytań.
- Jak się czujesz? – zapytał jeden z mężczyzn.
- Wyśmienicie, miałem cudowną opiekę. Teraz wracam do domu nacieszyć się narzeczoną i córką.
- A co z piłką?
- Nie wiem, na razie kość musi się zrosnąć. Mam nadzieję, że nie będzie komplikacji. Lekarze mówią, że jeżeli wszystko pójdzie tak jak jest w planach i z wynikami będzie wszystko w porządku to na początku września powinienem wrócić do normalnych treningów.
- Czyli ominie cię presezon i pierwsze miesiące gry?
- Tak. Jednak postaram się wrócić najszybciej jak to będzie możliwe. Jeżeli się uda, będę gotowy na starcie z Barceloną. – powiedziałem z uśmiechem. – A teraz wybaczcie, ale chcę wreszcie wrócić do domu.
Dziennikarze podziękowali mi za krótką rozmowę i pozwolili przejść do czarnego audi Ikera.
Dni mijały, a ja siedziałem w domu i się nudziłem. Gdy pomyślałam sobie, że chłopaki trenują to krew mnie zalewała. Wiem, że nie mogę, ale kurde no! Jeszcze moja mała, co chwilę gdzieś wychodzi, a to do pracy, a to na zakupy, czy spotkać się z dziewczynami. Jak dla mnie to mogłaby siedzieć ze mną cały czas.
- Kochanie mogę cię o coś prosić? – zapytałem ścierającą kurze Carlotę.
- Co tym razem? – westchnęła. Przez tą moją nogę nie mogłem się za bardzo ruszać, więc o wszystko prosiłem moją miłość.
- Tylko nie krzycz. Chciałbym pojechać jutro na trening chłopaków. Proooszę. – zrobiłem maślane oczy.
- Miałeś się z domu nie ruszać bez potrzeby.
- Ale to jest ważne. Chciałbym się przywitać i podziękować.
- No dobrze, ale jadę z tobą.
- Dziękuję, a teraz chodź tu do mnie. – złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Przegarnąłem kosmyk jej blond włosów i pocałowałem. – Stęskniłem się za tym.
- Nie możesz się przemęczać. – uderzyła moją dłoń, która wędrowała pod jej brązowy top.
- Pytałem się Antonia, pozwolił. – odpowiedziałem z cwaniackim uśmieszkiem.
- Głupek.
- Co w tym złego, że chcę się kochać ze swoją narzeczoną. – wzruszyłem teatralnie ramionami - To jak będzie?
- Musimy pogadać Sergio. – powiedziała poważnie. Robi się groźnie.. Wstała z miejsca i podeszła do szafki. Wyjęła z niej coś i wróciła na miejsce. Podała mi zdjęcie i powiedziała – Jestem w ciąży, drugi miesiąc. – spojrzałem na usg, na nią i z powrotem na usg. Przez chwilę nie docierało do mnie to, co przed chwilą powiedziała.
- Będziemy rodzicami?
- Tak.
Mocno ją przytuliłem, a następnie pocałowałem. Będę ojcem! Tym razem takim z krwi i kości, będę się Carlotą opiekować w czasie ciąży, będę przy porodzie, wybiorę imię, będę nocami wstawać i usypiać nasze maleństwo! Będę pełnoetatowym tatusiem!
- Tak bardzo się cieszę! Car to najpiękniejsza wiadomości jaką w życiu usłyszałem. - byłem taki szczęśliwy, najchętniej zacząłbym skakać z radości.
- Pierwszy raz ci to powiedziałam, gdy byłeś w śpiączce, bałam się, że zostanę z tym sama, ale chwilę później się obudziłeś. To maleństwo jest dla mnie jak cud, mały cud, dzięki któremu się obudziłeś. – powiedziała ze łzami w oczach. – Kocham cię Sergio.
- Ja ciebie też Car, najmocniej na świecie. Kocham was. – delikatni się uśmiechnąłem i pocałowałem jej brzuszek. – Już wiem jak je nazwiemy. – powiedziałem dumny ze swojego pomysłu – Kochanie, co powiesz na Milagros? Jak cud. Nasz mały cud.
- Przepięknie.
- A jak będzie chłopiec to będzie Sergio Junior.
- Dobrze. Będzie Junior. Bardzo cię kocham. – wtuliła się w moje ramię i chwyciła moją dłoń.




środa, 25 marca 2015

Seis.


- Hej kochanie. – nachyliłam się delikatnie i pocałowałam go w policzek - Jak się dzisiaj czujesz? Mam nadzieję, że dobrze. Kupiłam dzisiejszą gazetę, poczytam Ci potem, dobrze? – położyłam torebkę na małej szafeczce i usiadłam na krzesełku. – Obudziłbyś się już, co? Chociaż dałbyś jakiś znak, że mnie słyszysz. Głupio tak trochę gadać do siebie czwarty dzień z rzędu. Ale jeżeli to ma pomóc to czemu nie. Tęsknię za Tobą. Wróć już do nas. – chwyciłam go za rękę i mocno ścisnęłam. Od wypadku minęło pięć dni. Jego stan się nie poprawił, nadal jest w śpiączce. Siedzę przy nim codziennie, opowiadam mu różne historie, czytam, oglądamy razem mecze i durne seriale. Żyję nadzieją, że mnie słyszy i się niedługo obudzi. Cały czas obwiniam się o ten wypadek, wszyscy mi powtarzają, że to nie moja wina, ale ja wiem swoje. Gdym nie ja byłby teraz wśród nas. Trenował, cieszył się piłką oraz najbliższym spotkaniem z Alexą.
Oparłam głowę o materac łóżka cały czas trzymając go za rękę.
- Obudź się, proszę. Potrzebuję Cię. Pamiętasz jak planowaliśmy najbliższe wakacje? Mieliśmy lecieć do Australii, ponurkować, zobaczyć kangury. Musisz się obudzić, przecież nie polecę sama. – uśmiechnęłam się przez łzy. – Sergio proszę. Jutro przyjeżdża Alexa, musisz się nią zająć. To, że mnie olewasz jeszcze rozumiem, ale nie możesz olać małej. No, podnoś te swoje cztery litery.
Traciłam pomysły, próbowałam znaleźć jakiś powód, dla którego miałby się obudzić. Ale mnie nie słuchał, wcale. Nie słuchał Ikera, Isco, lekarzy. Nie dawał sobie wmówić, że czas się obudzić. Przekonałam doktora prowadzącego i pozwolił mi przyjść tu jutro z Alexą. Może jej obecność, śmiech, dotyk małych rączek go pobudzi.  Tak bardzo bym chciała z nim już porozmawiać, móc przytulić i zasnąć w jego objęciach. Brakowało mi go, jego głosu, uśmiechu, głupich żartów, których nigdy nie lubiłam. Teraz dałabym wszystko żeby taki usłyszeć.

Mina Maríi gdy to ja otworzyłam jej drzwi była zabójcza. Chyba jej plan nie był aż tak idealny. Przekazała mi śpiącą w foteliku małą i tak po prostu poszła. Co za kobieta.. Gdyby nie nadzieja, że dzięki Alexie Sergio się obudzi zadzwoniłabym do Baskijki i powiedziała prawdę, ale dla niego wszystko. Na szczęście zgodziła się przyjechać dzisiaj wieczorem i zabrać dziecko z powrotem. Kochałam dzieci, ale bałam się jak córeczka Ramosa na mnie zareaguje. Nie znała mnie, a miała zostać ze mną kilka godzin.
Z małą na rękach weszłam do tak znanej mi szpitalnej sali. Jedno łóżko, kilka krzesełek, szafka i stolik. Na jednej ze ścian wisiał obraz, a na drugiej telewizor plazmowy. Duże okno, z którego rozciągał się widok na Madryt.
- Mam dla Ciebie niespodziankę skarbie. Zobacz, kogo Ci przyprowadziłam. – powiedziałam z radością w głosie. – No malutka przywitaj się z tatą. – pogłaskałam Alexę po krótkich głosach a ta wydała z siebie kilka niezrozumiałych dla mnie dźwięków. – Ponoć się bardzo dobrze rozumiecie, mam nadzieję, że zrozumiałeś. – zaczęłam się śmiać, a córeczka Ramosa mi zawtórowała. Co za przesłodkie dziecko!
Ślub, dzieci to nie był częsty temat w naszym domu, mówiliśmy, że kiedyś weźmiemy ślub, założymy rodzinę. Wszystko potoczyło się trochę inaczej. Niespodziewane i bardzo spontaniczne zaręczyny, potem pojawienie się Alexy, wyjazd do Granady, teraz ten wypadek. Marzyłam tylko o tym żeby Sergio się jak najszybciej wybudził. Obiecałam mu, że jak tylko się obudzi wrócę do domu, będę mu robić śniadania i chodzić na każdy jego mecz, ale niech tylko się obudzi.

***

Umarłem? Nie, chyba nie. Zawsze wyobrażałem sobie, że jest tam ładniej. Jestem w szpitalu, blade ściany, dość puste pomieszczenie, i jeszcze te piszczące sprzęty. Strasznie irytujący jest ten dźwięk! Dlaczego ja tu jestem? Coś się wydarzyło chyba.. Wracałem z Granady, strasznie lało, wpadłem w poślizg i nic więcej nie pamiętam. Chyba miałem wypadek. Boże, jak mnie głowa boli. Cholera! Czy tu nikt nie pracuje? Halo?
- Dzień dobry Sergio. – powiedział siwy lekarz wchodząc do mojej sali. No w końcu ktoś przyszedł.
- Da mi pan coś na ból? - Głęboko westchnął czytając kartę wiszącą przy łóżku.
- Wyniki nic się nie zmieniają. Robię wszystko, co mogę a ty nic.
- Nie zachowuj się jakbyś mnie nie słyszał! – krzyknąłem.
- Sergio obudziłbyś się wreszcie.
- Co proszę?
- Ja już nie wiem jak mam Ci pomóc.
Dlaczego ten gościu cały czas tak dziwnie gada? Ja chyba… jestem duchem? Ale dobre. Zawsze się zastanawiałem czy ludzie w śpiączce słyszą, co się wokół nich dzieje.
- Sergio nie wiem czy mnie słyszysz, ale mam nadzieję, że tak. Jeżeli nie obudzisz się w ciągu trzech dni, a wyniki się nie poprawią to będzie już tylko gorzej.
- Jest aż tak źle?
- Masz tyle powodów żeby się obudzić. Przyjaciół, którzy przychodzą tu codziennie na zmianę, był tu już chyba każdy zawodnik Królewskich, moje pielęgniarki nic tylko wzdychają do nich. – delikatnie się uśmiechnął. – A i Nando był wczoraj. Albo Twoja narzeczona, no skarb nie kobieta.
- Narzeczona? Przesłyszałem się? Bo to jest niemożliwe chyba żeby Car wróciła.
- Aż dziwne, że jeszcze jej nie ma. Pewnie kolejną niespodziankę dla Ciebie szykuje. Masz naprawdę słodką córeczkę, taka pocieszna jest. Więc jeśli nie przekonuje Cię córka, cudowna narzeczona, przyjaciele i fani, którzy bardzo chcą Twojego powrotu to ja już nie wiem, co ma Cię przekonać. Naprawdę nie wiem. – pokręcił głową i do pomieszczenia weszła Carlota. Moja mała! Jaka ona jest piękna, długie blond włosy, piękne szare oczy, idealne usta. Ona cała jest idealna.
- Carlot – szepnąłem.
- Dzień dobry. Jest jakaś poprawa? – zapytała promiennie.
- Dzień dobry Car. Niestety nie, nie słucha nas. Niereformowalny jest. – delikatnie się uśmiechnął. – Wpadnę później.
- Cześć kochanie. – podeszła do mnie i złożyła krótki pocałunek na moim ustach. Chyba mnie trochę ominęło. – Mógłbyś mi zrobić niespodziankę i się obudzić. Czekam, czekam i czekam, a ty nie chcesz otworzyć tych ślicznych oczu. To już przestaje być zabawne Ramos. – powiedziała z udawaną wściekłością. – Tęsknię za Tobą głupku.
- Ja za Tobą też Carlot. – odpowiedziałem. Chciałem odpowiedzieć. Dlaczego oni mnie nie słyszą?
- Dzisiaj grają chłopaki, obejrzymy co?
- Pewnie. Czekaj, czekaj. Jak to dzisiaj jest mecz? Leżę tu już tydzień? O kurwa.
- Słyszałam, że szykują coś specjalnego dla Ciebie. Misiek obudź się już, proszę.
- Nawet nie wiesz jakbym chciał.
- Wróciłam do domu, wiesz? Puste jest łóżko bez Ciebie, nie mam się, do kogo przytulić jak mi zimno. Zawsze ty robiłeś bałagan, a ja sprzątałam. A teraz ja go robię i nie ma, kto posprzątać. – delikatnie uniosła kąciki ust – Daj mi cholera jakiś znak, że mnie słyszysz. Tracę już nadzieję, że mnie słyszysz, że coś to daje.
- Słyszę Cię Car, ale nie mogę nic zrobić. Chciałbym dać Ci jakiś znak, ale nie mogę. Próbuję poruszyć rękoma, ale one nie chcą ze mną współpracować.
- Kocham Cię głupku i nie daruję sobie, jeśli… nawet nie potrafię tego powiedzieć. Nie możesz mnie zostawić słyszysz? – powiedziała ze łzami w oczach.
- Car nie płacz.
- Nie chcę żyć bez Ciebie, ty jesteś moim życiem. Moim największym skarbem, kocham Cię od dnia, gdy wylałeś moją kawę i zawsze będę Cię kochać. – słony płyn spływał jej po policzkach, a ja nie mogłem nic zrobić. To był okropny widok, nienawidziłem jak moja księżniczka płacze, a tym bardziej przeze mnie. Przytuliłbym ją, otarł łzy i nie pozwolił żeby kiedykolwiek była smutna. Carlota ukryła twarz w dłoniach i płakała przez wiele następnych minut. W pewnym momencie przestałem widzieć i słyszeć, co działo się wokół mnie.
Usłyszałem hymn Realu, mimo ogromnego bólu, jaki przeszywał moje ciało otworzyłem oczy. Mecz z Valencią? Jak to? O cholera, minął już tydzień? Spojrzałem na ekran telewizora, który znajdował się naprzeciwko mojego łóżka. Tyle znajomych twarzy.
- Widzisz, jakie cudowne koszulki dla ciebie założyli? – usłyszałem cichy głos Carloty. Wytężyłem wzrok i dostrzegłem białe T-shirty z czwórką i napisem ‘Animo Sergio’. – Mam taką dla Ciebie, zobacz! Chłopaki się podpisali, założę ją. Ładnie prawda? – uśmiechnęła się szeroko. – Patrz! – krzyknęła i wskazała na ekran. Spojrzałem i zobaczyłem zbliżenie na boczną trybunę, na której fani rozłożyli ogromny plakat. „Jesteśmy z Tobą Sergio. Wracaj do zdrowia!” – O tym nie wiedziałam, jacy kochani. – pisnęła i przytuliła się do mojego ramienia.
Oglądaliśmy mecz do końca, skończył się wynikiem 2:1 dla nas. To dobrze, ucieszyłem się. Gdy chłopaki schodzili z boiska poczułem się jeszcze gorzej niż dotychczas, wszystkie sprzęty zaczęły nienaturalnie piszczeć.
- Doktorze! – krzyknęła przerażona Carlota, dźgnęło mnie coś w klatce piersiowej i nic więcej nie pamiętam.





środa, 18 marca 2015

Cinco.


Sevilla, jak ja kochałem wracać do tego miasta. Spędziłem tu dziewiętnaście lat swojego życia, uwielbiałem to miejsce, te uliczki, knajpki, parki, place, wszystko. Tu też miałem rodzinę, którą bardzo mocno kochałem i za którą tęskniłem codziennie. Powrót na Andaluzyjską ziemię zawsze był dla mnie wyjątkowy. Szczególnie tym razem. Chciałem zagrać jak najlepiej, wygrać i szybko pojechać do Granady. Tak, Carlo się zgodził. Dał mi dwanaście godzin na powrót. Powiedział, że nie wie jak to zrobię, ale chce widzieć mnie następnego dnia na treningu. W sumie nie to było wtedy dla mnie ważne. Liczyła się tylko ona.
Siedzieliśmy w szatni, do wyjścia na murawę pozostały tylko minuty. Kończyłem wiązać korki, gdy dosiadł się do mnie Iker.
- Gotowy? – zapytał.
- Jak zawsze. Wygramy to.
- Panowie ruszać tyłki i idziemy to wygrać. – wydarł się trener. Wszyscy porwali się z miejsc i wykrzyknęli – Vamos! – na znak naszej gotowości.
Z głośników rozbrzmiał hymn Sevilli, wszyscy zawodnicy przywitali się ze sobą. Po chwili sędzia gwizdną po raz pierwszy tego dnia i rozpoczął spotkanie. Po pierwszej połowie prowadziliśmy 1:0 po golu Benzemy. Andaluzyjczycy zagrozili naszej bramce tylko raz, ale udało nam się zablokować atak. W 82 minucie spotkania szarża Cristiano została zatrzymana i piłka wyleciała na rzut rożny. Pobiegłem w pole karne Sevilli. Do narożnika boiska podszedł Toni. Futbolówka leciała w moją stronę, wyskoczyłem w powietrze i skierowałem ją głową w stronę bramki. Wpadło! W takiej chwili nie zawsze ogarnia się to, co się dzieje, endorfiny szczęścia uzyskują niesamowicie wysoki poziom. Wiem, że nie powinienem się cieszyć tak z tej bramki, przecież to mój były klub, ale w tamtym momencie liczyła się tylko Carlota.  Przebiegłem kilka metrów i uniosłem Królewską koszulkę ku górze. Odsłoniłem tym samem top z napisem „Kocham Cię Carlot”, podbiegłem pod kamerę i powiedziałem to samo. Po chwili podbiegł do mnie Toni i cała reszta. Zanim wróciłem na swoją pozycję podbiegłem jeszcze do Ikera i szybko go przytuliłem.
- Dobra robota! – powiedział i poklepał mnie po plecach.
- Dzięki, myślisz, że wiedziała?
- Na pewno.
Mecz skończył się wynikiem 2:0 dla nas. W szatni szybko wziąłem prysznic, założyłem ciemne jeansy i jasną koszulkę. Wszystkie duperele zapakowałem do torby i żegnając się z wszystkimi wybiegłem do strefy mieszanej. Udzieliłem trzy krótkie wywiady, wyszedłem na parking gdzie czekał na mnie przyjaciel z dzieciństwa. Nasze ścieżki się rozeszły, ale zawsze jak przyjeżdżałem do domu to się z nim spotykałem. Byłem mu dozgonnie wdzięczny, że pożyczył mi ten samochód. Dzięki temu mogłem się szybko przedostać do Granady, a później do stolicy. Nie miałem dużo czasu, wyjeżdżałem z Sevilli kilkanaście minut po dwudziestej. Jakbym się pospieszył to za trzy godziny powinienem być u mojej Carloty. Bałem się jak zareaguje na moją wizytę, czy w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać. Nie wiedziałem jak to się skończy, ale wiedziałem, że muszę zrobić wszystko żeby ją odzyskać.
Po kilku godzinach drogi dojechałem do Granady, ciemne ulice miasta oświetlały tylko niskie lampy, w niektórych restauracjach i knajpkach siedziały jeszcze grupki ludzi. Podjechałem pod mały, jednorodzinny domek, w którym mieszkali rodzice Car. Bywaliśmy tu tak często jak tylko mogliśmy. Bardzo lubiłem tą rodzinę, z Joaquínem od pierwszego spotkania złapaliśmy wspólny język. Miałem szczęście, że byli za Realem i nie musiałem ich jakoś długo przekonywać. Wysiadłem z czarnego samochodu i stanąłem przy bramie. Raz się żyje. Nadusiłem dzwonek i po chwili drewniane drzwi się otworzyły.
- Dobry wieczór Quino. – powiedziałem – Mógłbym porozmawiać z Carlotą?

***

Kolejne dni mijały w słonecznej Andaluzji. Sergio dzwonił kilka razy, ale nigdy nie odebrałam. Czułam się już lepiej, bolało nadal, ale nie płakałam już na każdą myśl o nim. A prawda jest taka, że myślałam coraz mniej. Zajęłam się pracą, sprzątaniem strychu, spotkaniami z dawnymi znajomymi. Czas mijał, a ja coraz mniej tęskniłam, kochałam..
Siedziałam z Dulce w kuchni i kończyłyśmy przygotowywać ciasto na deser do kolacji. W salonie ojciec oglądał mecz Sevilli z Realem, a mama rozwiązywała krzyżówki. Kusiło mnie żeby chociaż na chwilę spojrzeć na ekran telewizora i zobaczyć Ramosa, ale byłam silna.
- Carlota chodź tu szybko, teraz! – krzyknął Quino.
- Tato nie teraz.
- Już! – krzyknął razem z mamą. Podniosłam się z miejsca i weszłam do salonu. Od razu przeniosłam wzrok na telewizor. Sergio strzelił gola, podniósł koszulkę i ukazał napis. Zatkało mnie, łzy naleciały mi do oczu, nie wytrzymałam i pobiegłam szybko do swojego pokoju. Było już tak dobrze, cholera! Siedziałam kilka godzina zamknięta w ciemnym pokoju, palce mnie już bolały od ściskania koca. Zadedykował mi bramkę, zawsze to robił, ale tym razem było to wyjątkowe i miało inne znaczenie niż dotychczas.
Chciałam odpłynąć w świat moich ukochanych piosenek Eda Sheerana, ale zorientowałam się, że telefon zostawiłam na dole. Cicho zeszłam po schodach na dół i zobaczyłam tatę stojącego przy otwartych drzwiach.
- Tato wszystko okej? – zapytałam. Odwrócił się z bladym uśmiechem i przymknął delikatnie drzwi.
- Ktoś chce z Tobą porozmawiać. – odpowiedział cicho. Zdziwiłam się odrobinkę, kto o tak późnej porze może chcieć ze mną rozmawiać. Gdy go zobaczyłam zamarłam.
- Co tu robisz? – powiedziałam cicho. Poczułam rękę taty na ramieniu, a potem usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi. Zimne, nocne powietrze sprawiło, że zadrżałam.
- Chciałem porozmawiać. Carlot wróć do domu, proszę. – powiedział i podszedł do mnie.
- Sergio, dlaczego mi to utrudniasz? Dlaczego nie pozwalasz mi zapomnieć?
- Bo Cię kocham i żyć bez Ciebie nie mogę. – chwycił moją rękę i mocno ścisnął. – Wybacz mi, proszę.
- Nie potrafię. Zabiłeś to, co było między nami.
- Kochasz mnie? Powiedz, że mnie nie kochasz. Odpuszczę, ale muszę to usłyszeć. – zapytał się i położył dłoń na moim policzku, po cały ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Dlaczego on tak na mnie działa?!
- Nie, nie kocham Cię. – szepnęłam, łzy podeszły mi do oczu, tak trudno było mi wymówić te słowa.
- Spójrz mi prosto w oczy i powtórz. Inaczej nie zapomnę o Tobie nawet za tysiąc lat. – podniosłam wzrok i spojrzałam w jego piękne, ciemne oczy. Zawsze się w nich zatracałam.
-  Nie mogę.. ale nie potrafię żyć z kimś, kto mnie zdradził i okłamał. Pozwól mi zacząć żyć na nowo, proszę. – odwróciłam się delikatnie, lecz piłkarz przyciągnął mnie do siebie. Nasze ciała dzieliły milimetry, czułam bijące z niego ciepło. Chwycił moją twarz w dłonie i pocałował. Znowu poczułam ich ciepło, smak. Jakby znalazła się w swoim prywatnym niebie.
- Kochasz mnie, wiem to. – wyszeptał jeszcze, wsiadł do samochodu i odjechał. Mój świat znowu runął w gruzach, kocham go jak szalona. Sergio zawsze miał rację i w tym przypadku również. Nie miałam ochoty wracać do środka, usiadłam na drewnianej huśtawce pod drzewem i spojrzałam w niebo. Ciemne andaluzyjskie niebo ozdobione było licznymi gwiazdami i księżycem w kształcie rogalika. Miałam nadzieję, że ktoś tam z góry pomoże mi podjąć jakąś decyzję.

Telefon nie przestawał dzwonić, to już chyba piąty raz, gdy ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Nienawidziłam jak ktoś budził mnie o tak wczesnej porze. Gdy ponownie usłyszałam melodie wściekła podniosłam się i sięgnęłam po iphone, który leżał na małej szafce nocnej. Dzwoniła Sara, niechętnie przesunęłam palcem po ekranie i odebrałam.
- Sara nie mam siły teraz z wami rozmawiać, zadzwonię później. – powiedziałam zaspana i chciałam się rozłączyć, gdy usłyszałam krzyk Carbonero – Wiesz, która jest godzina? – zapytałam spoglądając na zegarek, za dwadzieścia szósta. No nikt normalny o tej godzinie nie dzwoni do przyjaciół, nawet jak są tymi najlepszymi.
- Sergio miał wypadek. Jest w szpitalu. – usłyszałam w słuchawce głos Hiszpanki.
- Co? – krzyknęłam.
- Nic więcej nie wiem. Iker właśnie tam pojechał. – telefon wyleciał mi z ręki i rozłączył połączenie. Nie nie nie, to musi być zły sen. Robiłam wszystko jak w transie, szybko się umyłam, ubrałam, spakowałam walizkę. Muszę przy nim być, nie mogę go teraz tak zostawić. Na kartce zostawionej w kuchni napisałam rodzicom, że wracam do Madrytu. Zadzwoniłam po taksówkę, godzinę po telefonie Sary byłam już na lotnisku. Miałam szczęście, że w poniedziałkowy poranek samolot leci do Madrytu. Nie mogłam zebrać myśli, czasy czas byłam przy Sergio. Nie może być źle, proszę niech nic mu nie będzie.
Stolica Hiszpanii przywitała mnie złą pogodą, z zachmurzonego nieba padał delikatnie deszcz, wiał silny wiatr. Wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki, która zawiozła mnie do szpitala. Wbiegłam do budynku i nie wiedziałam gdzie mam iść.
- Sergio Ramos, przywieziono go tu dziś w nocy. – powiedziałam szybko do starszej pani siedzącej w rejestracji.
- Pani kimś z rodziny? – spojrzała na mnie spod fioletowych okularów.
- Jestem jego narzeczoną.
- Windą na czwarte piętro i na lewo.
- Dziękuję.
Winda jak na złość nie chciała przyjechać, dusiłam cały czas nerwowo w guziczek, ale nic. W końcu metalowe drzwi się otworzyły i mogłam wjechać na górę. Tak się o niego martwiłam, zaczerwienione oczy schowałam pod okularami przeciwsłonecznymi. Dźwięk moich obcasów rozchodził się po całym piętrze. Przed jedną z sal zobaczyłam tak dobrze znane mi twarze, podeszłam bliżej i od razu utonęłam w uścisku Ikera. Przywitałam się jeszcze z Isco i Tonim.
- Co z nim? – wydusiłam z siebie.
- Jest w śpiączce. – powiedział spokojnie bramkarz, zabrakło mi powietrza, stałam jak słup soli, nie wiedziałam, co mam zrobić, powiedzieć. - W nocy była paskudna pogoda, wpadł w poślizg na obrzeżach miasta. Nie będę Cię okłamywał, nie jest dobrze.
On wracał ode mnie, to moja wina. Gdyby wrócił z drużyną prosto do Madrytu nic by się nie stało. Nie byłby teraz w śpiączce, nie walczyłby o życie gdyby nie ja. On musi się wybudzić, musi do nas wrócić. Poczułam jak nogi mi miękną, brakuje mi tchu i przed oczami robi się czarno. Na szczęście chwyciłam się ręki Ikera, bo inaczej wylądowałabym na ziemi.
- Carlot wszystko okej? – zapytał się Isco podtrzymując mnie w pionowej pozycji.
- Tak, zrobiło mi się słabo.
- Może powinni Cię zbadać? – zabrał głos jak zwykle nadopiekuńczy Iker.
- Nic mi nie jest, to z nerwów. Muszę się tylko przewietrzyć.

Po kilku minutach usiadłam na drewnianej ławce i zrobiłam kilka głębokich wdechów. Świeże powietrze sprawiło, że od razu lepiej się poczułam. Mimo wszystko bałam się jak cholera. On musi się obudzić, musi do nas wrócić, do mnie wrócić. Ja nie przeżyje bez niego. Ten wypadek pomógł mi uzmysłowić jak bardzo go kocham, jak bardzo mi go brakuje. Wybaczyłam mu, już dawno to zrobiłam. Popełnił błąd, ale każdy czasem się gubi. Sergio jest całym moim życiem i on musi żyć!



środa, 11 marca 2015

Cuatro.

- Manu! –usłyszałam głos ojca wchodzącego do domu – Wszystkie plotkarskie gazety piszą, że nasza Carlota i Sergio – urwał, gdy mnie zobaczył.
- Cześć tato. – powiedziałam smutno.
- Czyli.. o boże. Córeczko, tak mi przykro. – podszedł do mnie i mocno przytulił. Joaquim był jedynym facetem, który nigdy w życiu mnie nie zawiódł. Pamiętam jak uczył jeździć mnie na rowerze, strasznie się bałam, a o ciągle powtarzał, że nic mi się nie stanie. Zaufałam mu i jednego dnia opanowałam jazdę na jednośladzie.
- Przyjechałam na trochę, nie wiem ile w sumie. – mówiłam łamiącym się głosem.
- Car spokojnie, możesz zostać tak długo jak chcesz. Przecież to Twój dom.
- Pójdę do siebie. Zawołajcie mnie na obiad. – dałam mu buziaka w policzek i pobiegłam schodami na górę. Otworzyłam białe drzwi do małego, żółtego pokoiku. W środku nie zmieniało się nic odkąd wyjechałam. Na ścianach wisiały te same zdjęcia, nieskończona książka leżała na małym stoliczku obok łóżka. Przez duże okno wpadały piękne, popołudniowe promienie słoneczne. Rzuciłam się na łóżko, przytuliłam starego, pluszowego misia i zaczęłam płakać. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Można zakochać się z dnia na dzień, na skutek jednego spotkania, uśmiechu. Dlaczego nie można przestać kochać tak po prostu. Zapomnieć i żyć dalej szczęśliwie.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy na dworze zrobiło się ciemno, czas dla mnie stanął. Nie liczyło się nic. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedziałam i drzwi się otworzyły. W progu zobaczyłam moją śliczną siostrę, jak zwykle wyglądała zjawiskowo.
- Mogę? – szepnęła, w odpowiedzi potrząsnęłam twierdząco głową. Otarłam mokre policzki i wróciłam do pozycji siedzącej. Usiadła obok mnie i chwyciła za rękę. – Słyszałam, co się stało.
- Dlaczego on mi to zrobił? W czym ona jest lepsza ode mnie? Mieliśmy takie plany.
- Cii nie możesz tyle płakać przez tego drania.
- Oświadczył mi się. – powiedziałam jej coś, o czym nikt nie miał pojęcia. Nikt oprócz wszystkich gości z wesela Sary i Ikera. Dulce spojrzała na mnie pytająco. – Jak byliśmy na Majorce, niecałe dwa tygodnie temu. Chcę o nim zapomnieć, zacząć go nienawidzić, ale nie umiem.
- Uczę się leczyć ludzkie serca, ale niestety na miłość nie znaleziono jeszcze antidotum. – powiedziała kręcąc głową. Nagle ekran mojego telefonu podświetlił się, ponieważ dostałam wiadomość od Sary. Odblokowałam go i przeczytałam treść wiadomości „Jesteśmy z Tobą. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Kochamy Cię.”. Wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na moje przyjaciółki, z Carbonero mimo kilku lat różnicy dogadywałam się najlepiej. Pewnie, dlatego że nasi faceci byli jak bracia. Jej mąż i mój były.. Tak powinnam powiedzieć.
- Naprawdę chcesz o nim zapomnieć? – zapytała po chwili moja młodsza siostra.
- Tak.
- To, dlaczego nadal masz wasze wspólne zdjęcie na tapecie? – spojrzałam niepewnie na nią, na telefon, i z powrotem na nią. Zadała dobre pytanie, chcę się od niego uwolnić, a nie potrafię zmienić nawet głupiego zdjęcia.
- Lubię to zdjęcie. Wyglądamy tu na takich szczęśliwych. Dla tego uśmiechu byłam w stanie zrobić tak wiele, wszystko. On nadawał mojemu życiu kolorów, sprawiał, że każdy dzień był wyjątkowy i nieprzewidywalny.
- Nie zdjęłaś łańcuszka od niego, w kółko leci wasza ulubiona piosenka. – powiedziała zgodnie z prawdą. Zaczęłam cała drżeć, przez słony płyn nie widziałam nic. – Nie wymażesz go z pamięci, nigdy. Wiesz, dlaczego? Bo go kochasz i nie potrafisz przestać. Możesz się oszukiwać, wmawiać sobie, że dla Ciebie nic już nie znaczy, ale to nigdy nie będzie prawda. Ramos zawsze będzie tym jedynym, najważniejszym. Tym, który skradł Twoje serce i nigdy nie odda. Spróbuj mu wybaczyć, bo inaczej nie zaznasz już takiego szczęścia. Wiem, że boli. Postąpił jak ostatni kretyn. Gdybym tylko mogła zrobiłabym mu coś w tą śliczną buźkę. Ale to nie zmienia fakt, że go kochasz i nie przestaniesz.  Spróbuj mu wybaczyć, tak będzie najlepiej.
- Nie wiem czy potrafię, boję się, że znowu mnie skrzywdzi. Na razie muszę to przemyśleć, pobyć sama. Może kiedyś.
- Rozumiem. – przytuliła mnie i pocałowała w czoło. – Idź spać, nie myśl o tym. Odpocznij.
- Dziękuję siostrzyczko. – delikatnie się uśmiechnęłam. – Dobranoc.

***

Alexa to skarb, w nocy obudziła się tylko raz, pomarudziła chwilkę, ale dostała smoczek i momentalnie zasnęła. Nie sądziłem, że pójdzie mi tak dobrze. Najbardziej bałem się chwili, gdy musiałem ją na chwilę zostawić samą jak szedłem do łazienki czy coś. Obawiałem się, że sobie coś zrobi i będzie to moja wina. Jest ruchliwa jak nie wiem. Cały czas próbowała raczkować, ale jeszcze nie do końca jej to wychodziło. Podpierała się na rączkach, ale po chwili padała. Nie poddawała się, co chwila próbowała na nowo.  Posadziłem ją na białym, puszystym dywanie. Porozrzucałem zabawki wokół niej w nadziei, że się na chwilę sama sobą zajmie.
- Posiedź chwilę spokojnie, muszę Ci kaszkę z jabłuszkiem zrobić. – pocałowałem ją w główkę, a ta się cicho zaśmiała. Próbowałem nie spuszczać jej z oczu, cały czas patrzyłem czy jest tam gdzie ją zostawiłem. Po niecałych dziesięciu minutach z małej miseczki unosiła się para. Spróbowałem deserku i uznałem, że nawet całkiem dobre wyszło. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poszedłem po małą. Zobaczyłem, że w rączkach trzyma jakąś prostokątna rzecz. – A co ty tu masz? – chwyciłem i zobaczyłem moje zdjęcie z Carlotą. – Skąd je wzięłaś spryciulo? – zapytałem i Alexa się zaśmiała. Nie wiedziałem, jakim cudem fotografia znalazła się w rękach mojej córki. Przecież normalnie stało po drugiej stronie pokoju. Wziąłem ją na ręce i przytuliłem.
- Wiesz, kto to jest? – wskazałem na Car – Moja księżniczka. Ładna prawda?
- Ga Ga.
- Też tak sądzę. Trochę się poknociło i wyjechała. Ale zrobię wszystko żeby wróciła. Za bardzo ją kocham. – odłożyłem zdjęcie na miejsce i poszedłem do kuchni. Usiadłem na wysokim krześle usadzając sobie Alexę na kolanach, nałożyłem trochę kaszki na łyżeczkę i podałem jej. Otworzyła buźkę i zjadła podwieczorek. Chyba jej zasmakował. Z minuty na minutę jestem coraz lepszym tatą.
María wieczorem odebrała Alexę, smutno zrobiło mi się, gdy żegnałem się z moją małą córeczką. W mieszkaniu znowu zrobiło się pusto, znowu zostałem sam. Wziąłem telefon do ręki, chciałem do niej zadzwonić, ale nie mogłem, coś mnie powstrzymywało. Próbowałem coś wymyślić, co mógłbym zrobić żeby mi wybaczyła. Jeszcze te przeklęte gazety, nie wiem, chyba nigdy się nie dowiem skąd oni mają te wszystkie informacje i jeszcze tak szybko je znajdują. W głowie cały czas miałem słowa Baskijki „Byłeś tak zalany w trupa, że nie dziwię się, że nic nie pamiętasz. Nie wiem, komu bardziej współczuję, naszej córce czy Carlocie, której imię powtarzałeś całą noc. Przywiozę małą za dwa tygodnie. Cześć.”. Muszę się napić, bo na trzeźwo tego nie wytrzymam.
Nie zdążyłem sobie nawet nalać, bo usłyszałem dzwonek do drzwi. Leniwie podniosłem się z kanapy i poszedłem je otworzyć. Zobaczyłem Ikera i wpuściłem go bez słowa. Usiadł na sofie naprzeciwko mnie.
- Pomyślałem, że lepiej pić we dwóch. – powiedział i wskazał na stojącą whiskey.
- Dobry pomysł. A masz jeszcze jakiś genialny? Na przykład jak odzyskać Carlotę? – zapytałem stawiając przed nim szklankę.
- No może jakiś bym miał. – powiedział tajemniczo.
- Iker?
- Muszę się napić. – wziął szklankę do ręki i upił zawartość napoju. – Za tydzień gramy w Sevilli.
- No wiem i..?
- Granada nie jest tak daleko.
- Myślisz, że Carlo mi pozwoli? – wiedziałem, co chodzi po głowie Casillasowi. Po meczu mógłbym wsiąść w samochód (tylko skąd ja go wezmę) i w trzy godziny byłbym w Granadzie. Mógłbym z nią porozmawiać, wyjaśnić wszystko. Chociaż spróbować.
- Jak powiesz mu prawdę to może się zlituje.
- Ile ja bym dał, żeby mi wybaczyła.
- Spieprzyłeś wszystko, taka jest prawda. Pojechałeś po całej linii. Jeżeli do Ciebie wróci to naprawdę Cię kocha i żyć bez Ciebie nie może.
- Nie pomagasz. – syknąłem na niego spode łba.
- Ja Ci chcę tylko uświadomić, że może straciłeś ją na zawsze.
Na te słowa schowałem twarz w dłonie, Iker ma rację i muszę to wreszcie zrozumieć. Jestem największym idiotą na świecie, bo prawdopodobnie straciłem miłość swojego życia.
- Pójdę już. Trzymaj się, spróbuję pogadać z Ancelottim. – poczułem dłoń bramkarza na ramieniu, a po chwili dźwięk zamykających się drzwi.





środa, 4 marca 2015

Tres.

                Wyprowadziła się. Zabrała wszystkie swoje rzeczy, swoje ubrania, swoje kosmetyki i buty. Nie zostało po niej już nic w naszym mieszkaniu. Było tak pusto.. Nikt nie krzątał się w kuchni, nie krzyczał, że nie pościeliłem łóżka, nikt się do mnie nie uśmiechał i nie budził mnie słodkim buziakiem oraz słowami „Dzień dobry Sergio. Dziś kocham cię jeszcze bardziej niż wczoraj.”. Zapach jej perfum powoli ulatniał się z mieszkania. Po prostu jej nie było.. Jakim ja jestem idiotą! Jeszcze żebym coś kurwa pamiętał, ale w głowie mam pustkę.
Siedziałem w domu i przeglądałem zdjęcia ze ślubu Ikera. Byliśmy tacy szczęśliwi. Moja mała, mój największy skarb. Co ja najlepszego zrobiłem?! Badania potwierdziły, że jestem ojcem Alexy. Mam córkę. Ale to brzmi. Powinienem się cieszyć, ale nie potrafię. Gdyby to było dziecko moje i Carloty pewnie byłbym najszczęśliwszy na tym świecie. Miałbym dwie księżniczki. A nie mam nic. Jedna ode mnie odeszła i w sumie jej się nie dziwię, a małej nawet nie widziałem. Nie powinienem, bo to nie jej wina, ale gdyby nie jej narodziny siedziałbym tu teraz z Carlot i planował nasz ślub.
Na popołudnie umówiłem się z Maríą, muszę ustalić z nią wszystko. Gubię się w tym wszystkim. Wygrzebałem się z mieszkania, promienie wiosennego słońca od razu mnie oślepiły. Szybko założyłem ciemne okulary przeciwsłoneczne na nos. Wsiadłem do czarnego Porsche i ruszyłem. Po dziesięciu minutach drogi zaparkowałem pod małą knajpką w centrum Madrytu. Wszedłem, w środku był spory ruch, na szczęście udało mi się znaleźć wolny stolik na końcu sali. Zamówiłem colę z lodem i nerwowo uderzałem palcami w blat stołu. Po chwili w pomieszczeniu zjawiła się Baskijka. Średniej długości bordowa sukienka, ciemne szpilki i duża torebka w ręce. Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, co ja w niej widziałem. Nie dorastała mojej Carlocie do pięt. Do stolika podeszła równo z kelnerem, który przyniósł mi moje zamówienie.
- Cappuccino poproszę. – zaczepiła młodego chłopaka. – Witaj Sergio. – powiedziała z szerokim uśmiechem i usiadła naprzeciwko mnie.
- Cześć. Dlaczego rujnujesz mi życie? Czego chcesz, pieniędzy? – powiedziałem zdenerwowany, a brunetka prychnęła.
- Sam je sobie zmarnowałeś. Chcę żeby mała miała ojca.
- Nie udawaj. Tak nagle po ponad roku przypomniałaś sobie, kto jest jej ojcem?!
- Masz rację. Tyle za moje milczenie plus miesięczne alimenty. Myślę, że nie będzie to dla ciebie żaden problem. – podała mi kartkę z zapisanymi kwotami. Nie wiem ile to planowała, ale przygotowała się nieźle.
- Moja córka zasługuje na wszystko, co najlepsze. Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Chcę się widywać z małą.
- Nie ma mowy. – powiedziała szybko i zrobiła łyk kawy.
- Mam iść do sądu żeby wyznaczyli terminy?
- Dwa weekendy w miesiącu i tydzień wakacji, nic więcej.  
- Okej. Po prostu chcę mieć z nią kontakt.
- Przywiozę ją do Ciebie w sobotę rano. Do zobaczenia. – powiedziała i wyszła. Siedziałem tam jeszcze trochę i analizowałem to wszystko. Nigdy bym nie powiedział, że moje życie może się tak diametralnie zmienić w niecałe dwa tygodnie. Miałem wszystko, co chciałem, piękną narzeczoną, byłem z nią szczęśliwy i nagle pojawia się María która mówi mi, że mam córkę. To brzmi jak beznadziejny scenariusz jakieś komedii.

Jeszcze lekko zaspany wychodziłem z łazienki, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek, było kilka minut przed dziesiątą. Włożyłem ręce do kieszeni dresowych spodni i przeszedłem korytarz. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Maríę z nosidełkiem w ręce i dużą, różową torbę przewieszoną przez ramię. Bez zaproszenia weszła do mieszkania i położyła wszystko na blacie wyspy.
- W torbie masz wszystkie zabawki, ciuszki, pieluszki, kremy i mleko, a i deserek. Przyjadę po nią jutro wieczorem. Pa kochanie. – pocałowała dziecko w czółko i chciała wyjść.
- Poczekaj, jak jutro? Myślałem, że dzisiaj po nią przyjedziesz, przecież ja się na dzieciach nie znam. – powiedziałem lekko zdesperowany.
- Dasz radę Ramos. Musisz. – uśmiechnęła się i wyszła. Stanąłem przed nosidełkiem i spojrzałem na małą. Leżała grzecznie i przyglądała się mi swoimi ciemnymi oczami. Była taka malutka, ubrana w beżowe rajstopki i kremową sukienkę. Jej krótkie brązowe włosy spięte były różową spinką. Chyba nigdy nie wiedziałem słodszego dziecka.
- Cześć mała, mam na imię Sergio i jestem twoim tatą. – powiedziałem i Alexa się uśmiechnęła. – To nie jest śmieszne. – dodałem, na co moja córeczka zaczęła się śmiać. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i wyjąłem ją z nosidełka. – Będziesz czasami do mnie przyjeżdżać i będziemy się super bawić. Mam taką nadzieję przynajmniej. Będziesz miała fajnych kolegów, Martin i Isco na pewno się ucieszą z nowej towarzyszki do zabawy. Nie odpowiesz mi, prawda? – zapytałem się patrząc na nią. Dziewczynka słodko się uśmiechnęła i chwyciła swoimi małymi rączkami moje policzki. – Podoba Ci się mój zarost? To dobrze, przynajmniej nie będę musiał go zgolić. Chodź zobaczymy, co masz ciekawego w tej wielkiej torbie. – jedną ręką kurczowo trzymałem Alexę, a drugą dość nieporadnie próbowałem rozpiąć zamek. W końcu mi się to udało. Ile tego było! Zacząłem po kolei wyjmować przedmioty. Ciuszki, butelka, smoczek, książeczki, pluszowa żyrafa. Na widok zabawki Alexa głośno pisnęła i wyciągnęła rączki w jej stronę. Podałem jej ją i mała od razu ją przytuliła. – Oj słodziaku ty mój. – pocałowałem ją w główkę.

***

                Do Madrytu przeniosłam się prawie pięć lat temu. Rodzinna Granada była prześliczna, ale to w stolicy Hiszpanii się zakochałam. Od kiedy pamiętam w każdy wolny weekend, ferie czy wakacje jeździłam do Madrytu. Zawsze powtarzałam, że będę w nim mieszkać. Przyjechałam na studia, kupiłam małe mieszkanko w centrum i rozpoczęłam nową przygodę. W Andaluzji zostawiłam rodziców, Joaquina i Manuelę, oraz młodszą siostrę Dulce. Jestem z niej bardzo dumna, jest na trzecim roku medycyny. Wiem, że przed nią jeszcze długa droga, ale zostanie tą wymarzoną panią doktor. Wiem to.
W Madrycie zakochałam się nie tylko w klimacie miasta, uliczkach czy małych kawiarenkach. Zakochałam się w nim. Pojawił się z nikąd, gdyby wtedy się nie zagapił i nie wylał mojej kawy pewnie nigdy byśmy się nie poznali. W ramach przeprosin zaprosił mnie następnego dnia na kawę i tak poznałam Sergio Ramosa. Tak banalnie, ale dla mnie tak wyjątkowo. Zakochałam się w nim jak głupia, nocami nie mogłam spać, bo cały czas o nim myślałam. Był wyjątkowy, przystojny, najukochańszy, był mój. Tylko i wyłącznie mój. Był pierwszym, jedynym i na zawsze. Bez niego mój świat nie istniał. On nadawał sen mojego istnienia. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Tylko on potrafił rozbawić mnie do łez i wkurzyć jak nikt inny, ale nigdy nie potrafiłam się na niego gniewać. Robił te swoje piękne oczy i mówię wam, każda by im uległa.. No właśnie, każda.
Parę dni temu z samego rana do mieszkania przyjechał kurier z wynikami badań. Siedziałam na kanapie nerwowo zaciskając ręce na poduszce. Po chwili Sergio usiadł koło mnie i zaczął bawić się rogiem koperty. Obrońca spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami, było w nich widać strach. Bał się ją otworzyć, ja też się bałam, że nie usłyszę słowa ‘nie’. Będę mieć dowód, że María mówiła prawdę.
- Kocham Cię, pamiętaj o tym. – powiedział cicho. Otworzył kopertę i pojedyncza łza spłynęła mu po zarośniętym policzku. Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Nic nie mów, nie chcę tego słyszeć. – do oczu momentalnie napłynął mi słony płyn. Szybko wstałam z miejsca i pobiegłam do sypialni. Zaczęłam się pakować, Ramos stanął w drzwiach, oparł się o framugę i cały czas mi się przyglądał. Byłam wściekła, ale nie potrafiłam na niego krzyknąć i powiedzieć jak go nienawidzę. Dlatego że to nie była prawda? Kochałam go, cały czas go kocham. Cholera!
Jadę do Granady, nie wiem na ile, muszę odpocząć, poukładać sobie to wszystko. Już widzę minę mojej mamy, gdy zobaczy, że przyjechałam sama. Od kiedy znam Sergio nigdy nie byłam w Granadzie bez niego. Najczęściej robiliśmy tourne po Andaluzji: Sevilla, Granada i dodatkowo jedna nieznana nam miejscowość. Szukaliśmy swojego azylu w Hiszpanii. Miejsca gdzie moglibyśmy się schować i odpocząć. Bez paparazzi i fanów. Terenu gdzie nikt by nas nie znał, gdzie bylibyśmy anonimowi.
Pakowałam walizkę, kilka topów, spodnie, sukienka, buty, kosmetyki. Przeszukałam chyba już wszystkie torby, kartony, które zabrałam z mieszkania Ramosa. Nigdzie nie mogłam znaleźć moich dokumentów, bez nich nie mogę się nigdzie ruszyć. Byłam skazana na spotkanie z piłkarzem. Gotowa do drogi, w walizką w ręce postanowiłam zahaczyć o jego apartament. Stałam pod popielatymi drzwiami i bałam się nadusić na dzwonek. Musiałam się przełamać, bo inaczej pociąg odjechałby beze mnie. Po chwili drzwi otworzył mi Sergio z dzieckiem na rękach. Staliśmy bez słowa przez dłuższy czas. Malutka była przecudna, wykapany tatuś. Myślałam, że serce pęknie mi z bólu.
- Zapomniałam dokumentów, mogę? – wydukałam po chwili.
- Jasne. – odpowiedział i przepuścił mnie w drzwiach. Poszłam od razu do sypialni, wiedziałam gdzie będą. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. – Pomóc ci? – usłyszałam.
- Nie, już mam. – powiedziałam i schowałam to, czego szukałam do torebki. Wróciłam do salonu gdzie Sergio stał z małą i gładził jej krótkie włosy. – Podobna jest do Ciebie, ma Twoje oczy. – ‘te, które tak kocham’ dodałam w myślach. – Dobrze ci idzie. – skomentowałam jego zachowanie w stosunku do Alexy. Była taka spokojna, w ogóle nie marudziła.
- Chyba się polubiliśmy. – powiedział i uniósł delikatnie kąciki ust.
- Muszę już iść, pociąg mi ucieknie.
- Wyjeżdżasz?
- Jadę do rodziców. Cześć. – odpowiedziałam i odwróciłam się w stronę wyjścia. Nagle poczułam jak łapie mnie za rękę i odwraca.
- Wybaczysz mi kiedyś? – zapytał z bólem rysującym się na jego twarzy cały czas mocno ściskając moją dłoń, jakby w obawie, że zaraz ucieknę.
- Nie wiem, co jest gorsze, to, że mnie zdradziłeś, czy to, że to nie nasze dziecko byłoby Twoim pierwszym. To boli Sergio, nawet nie wiesz jak bardzo. – wydostałam rękę z jego uścisku i szybko wybiegam z mieszkania. W taksówce nie mogłam opanować łez. Muszę o nim zapomnieć, przestać myśleć, kochać…


 ~~~~~~~~~~~~~
Trójeczka! ;3
Dziękuję za komentarze i proszę o kolejne! 
Do następnego,
Ines ;*


środa, 25 lutego 2015

Dos.

            Po dwóch pięknych dniach spędzonych na Majorce nadszedł czas powrotu do rzeczywistości. Poranny lot do Madrytu minął bardzo szybko, pewnie, dlatego, że cały czas rozmawiałem, żartowałem i śmiałem się z mojej narzeczonej. Cholera jak to brzmi! Chłopaki już się ze mnie nabijają, że wiecznie żyjący bez zobowiązań Ramos chce się ustatkować. Kobiety mają dar zmieniania mężczyzn. Teraz nie zależy mi tylko na wygranym meczu, ale na szczęściu mojej księżniczki. Ona jest najważniejsza. Nawet najgorszy dzień może stać się piękny pod wpływem jej uśmiechu.
Siedzieliśmy na tylnim siedzeniu, wtuleni w siebie jadąc zakorkowanymi ulicami Madrytu do domu. Biała taksówka charakterystyczna dla stolicy Hiszpanii powoli przesuwała się do przodu.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan Ramos prawda? – zapytał taksówkarz odwracając się do nas.
- Nic się nie stało. Tak, miło mi. – uśmiechnąłem się do grubszego mężczyzny i podałem mu rękę. Gościa lekko zamurowało. Po chwili uścisnął moją rękę i szczęśliwy odpowiedział.
- To wielki honor podwozić państwa do domu. Żona mi nie uwierzy, a syn to już w ogóle.
- Ile syn ma lat?
- Dwanaście. Uwielbia Real, tak go wychowałem. Od małego oglądał z nami mecze. – mówił z takim zafascynowaniem w głosie, moja mała ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Po drodze Luisio, w końcu dowiedziałem się jak ma na imię, wypytywał mnie jeszcze o wiele rzeczy związanych z klubem, z piłką i inne dziwne rzeczy. Po pół godzinie dojechaliśmy pod nasz apartamentowiec, wyjąłem z bagażnika dwie walizki i poprosiłem taksówkarza żeby chwilkę poczekał. Od razu po wejściu do mieszkania udałem się do garderoby, wyjąłem z szafki domową koszulkę Królewskich z moim nazwiskiem i szybko machnąłem czarnym markerem dedykację. W szuflady wyjąłem trzy bilety na czarną godzinę i uradowany zbiegłem na dół.
- Mam nadzieję, że syn się ucieszy. – powiedziałem wręczając mu prezenty. Jego oczy momentalnie przybrały postać pięciozłotówek. – Jak następnym razem będę potrzebował taksówki to wiem gdzie dzwonić. Do zobaczenia Luisio. – dodałem z uśmiechem.
- Dziękuję Sergio, bardzo dziękuję. – powiedział prawie się kłaniając. – Do zobaczenia.
Jeden drobny gest, a ile szczęścia. To chyba najbardziej uwielbiałem w swojej pracy, mogłem uszczęśliwiać ludzi swoją grą i tyle. Niesamowite!
Zadowolony wróciłem do mieszkania gdzie Carlota zaczęła już rozpakowywać walizki. Bez zastanowienia podszedłem do niej i pomogłem.
- Ładne to było. Mały na pewno się ucieszy. – powiedziała słodko wkładając ubrania do kosza na brudy.
- Kotuś, a ty, kiedy przyjdziesz na mecz? Dawno cię nie było. – podszedłem do niej i przytuliłem. Zawsze grało mi się lepiej, gdy wiedziałem, że Car siedzi na trybunach w mojej koszulce. Miałem dodatkową motywację żeby grać jeszcze lepiej.
- Przyjdę na najbliższy, obiecuję. – stanęła na palcach i mnie pocałowała. Podniosłem ją lekko i ta oplotła nogami moje biodra. Zacząłem ją całować, najpierw ciepłe usta, po chwili szyję. Nie miałem, co się zastanawiać, chwyciłem za brzeg jej szarej koszulki i szybko ją z niej ściągnąłem. Zrobiłem kilka kroków i oparłem się o pralkę. Delikatnie się uśmiechnąłem, gdy poczułem dłonie Carloty rozpinające moją koszulę. Po chwili kraciasty materiał wylądował na podłodze. Andaluzyjka zaśmiała się, gdy przejechałem językiem po jej obojczykach. Obróciłem i posadziłem ukochaną na szarym sprzęcie. Sam zacząłem męczyć się z paskiem od spodni, zawsze miałem z nim problem!
– Daj głuptasie. – zaśmiała się cicho i momentalnie rozpięła skórzany pasek. Wplotła palce w moje włosy i wyszeptała – Kocham Cię.

***

            Siedziałam na wysokim stołku przy blacie w kuchni i kończyłam robić sobie delikatny makijaż. Malowałam rzęsy, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, musiałam przerwać dotychczasową czynność, bo Sergio brał drugi prysznic po porannym treningu. To był jakiś jego dziwny nawyk, nie wystarczała mu kąpiel w ośrodku, musiał się jeszcze raz wyszorować w domu. Nie powiem, czasami nawet mnie to cieszyło, bo miałam okazję mu towarzyszyć.
Leniwie podniosłam się z miejsca i poszłam otworzyć wejściowe drzwi. Stanęłam jak słup soli, gdy zobaczyłam wysoką brunetkę, którą poznałam cztery dni temu na weselu.
- Hej. Jest Sergio? – zapytała.
- Zajęty. – odpowiedziałam.
- Nie szkodzi, poczekam. – przeszła przez próg i poszła do salonu.
- Jasne wchodź. – mruknęłam pod nosem. Udałam się za dziewczyną, która rozsiadła się na jednym z foteli. Pokręciłam głową i nalałam sobie wody do szklanki. – Skąd wiedziałaś gdzie mieszkamy?
- Jeszcze nie raz się dzisiaj zdziwisz kochana. – odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
- Kochanie, kto przyszedł? – zawołał Sergio wychodząc z łazienki z samych spodniach. W ręce trzymał biały top, który po chwili na siebie założył. Na widok Maríi stanął jak wryty. – A ty, co tu robisz?
- Witaj Sergio. – odpowiedziała spokojnie i wstała z miejsca.
- Znacie się? – zapytałam wściekła, coś mi tu nie pasowało i to bardzo.
- Lepiej i dłużej niż ci się wydaje.
- Kiedyś byliśmy razem. Ale to stara historia. – odpowiedział mój narzeczony przeczesując mokre włosy.
- Oj nie taka stara. Chyba muszę Ci o czymś powiedzieć mój drogi. – zaczęła swoim piskliwym głosikiem, myślałam, że szału dostanę. – Mamy córkę. Alexa ma pół roku.
- Co kurwa? – krzyknął Sergio.
- Proszę? – nie dotarło do mnie to, co przed chwilą powiedziała.
- Sergio i ja mamy dziecko. Córeczkę.
- Zdradziłeś mnie? – czułam jak łzy nalatują mi do oczu. – Jak mogłeś?
- Car nie spałem z nią. Nie widziałem jej od pięciu lat.
- Tak? To, jakim cudem masz z nią dziecko?
- To nie może być moje dziecko. Dlaczego kłamiesz? – warknął na Maríę.
- Chciałabym, ale taka jest prawda. Alexa jest Twoją córką. Jeżeli mi nie wierzysz możemy zrobić badania.
- Oczywiście, to wykaże, że nie mam z tym nic wspólnego.
- To do zobaczenia jutro w klinice Torex. A teraz chyba musisz wyjaśnić, co nieco swojej narzeczonej. Powodzenia. – powiedziała i tak po prostu wyszła.
Obserwowałam to wszystko nie wierząc to, co sie wokół mnie dzieje. Sergio nie mógłby tego zrobić, nie on. Czułam jak łzy jedna po drugiej spływają mi po policzku.
- Spałeś z nią? – zapytałam spokojnie.
- Nie. Carlot, przyrzekam Ci, że nie. – zrobił kilka kroków w moją stronę, ale ja się cofnęłam.
- Tak bardzo chciałabym Ci wierzyć. – łkałam.
- Udowodnię Ci, że to nie moje dziecko.
Minęły trzy dni, jutro mają być wyniki. Nie wiem jak to załatwili, że są tak szybko. Przecież zawsze czeka się przynajmniej dwa tygodnie. Nie chcę płakać, nie mam już na to siły. Dnie spędzam w pracy, nie chcę wracać do domu. Chcę go przytulić, ale nie mogę. Mam taki mętlik w głowie…
Był już późny wieczór, siedziałam na łóżku i kończyłam czytać ulubioną książkę. Chociaż na chwilę mogłam się przenieść do innego świata. Bez Ramosa, bez Maríi, bez dziecka, bez tego wszystkiego. Po chwili z łazienki wyszedł Sergio. Ubrany jak zwykle w same bokserki, mogłabym patrzeć na niego godzinami. Był idealny, kochałam w nim wszystko. Te piękne brązowe oczy, cudowny uśmiech, lekko zarośnięte policzki, umięśnione ciało, tatuaże. Boże, dlaczego mi to robisz?!
- Mogę czy mam spać w salonie? – zapytał i spojrzał na mnie.
- Kładź się. – powiedziałam i odłożyłam powieść. Obrońca zdążył położyć się koło mnie. – Jeżeli ma być to nasza ostatnia wspólna noc chcę mieć Cię przy sobie. – wtuliłam się w jego ciepłe, umięśnione ciało. Wiedziałam, jaki będzie wynik. Czułam, że to jego córka. Ona mówiła prawdę, po co by miała kłamać? To nie miałoby sensu.. Czułam jak kolejne łzy zaczęły spływać po moim policzku.
- Kochanie proszę nie płacz. – szepnął i zaczął głaskać mnie po włosach i plecach.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? – nic nie odpowiedział tylko pocałował mnie czubek głowy – Jeżeli to prawda – spojrzałam w jego ciemne oczy – wyprowadzam się i już mnie więcej nie zobaczysz.

***

Walczyłem z supłem przy moich korkach, za nic nie mogłem go rozplątać. Wściekły rzuciłem nim o ziemię. Oczy wszystkich chłopaków w szatni nagle zwróciły się ku mnie.
- Ramos, co jest? – zapytał się Cristiano.
- Rok temu, w Bilbao..co działo się po meczu?
- Poszliśmy na imprezę do hotelowego klubu. – zaczął Benzema.
- To sam pamiętam.
- Popiliśmy sporo. Nieźle zabalowaliśmy. – dodał Carvajal.
- Była tam María? – drążyłem.
- Stary ja nie wiem, co wczoraj na obiad jadłem. – odezwał się Nacho.
- Była.. przyszła po jakimś czasie.. nie wiem skąd się tam wzięła w sumie. – powiedział Iker zakładając rękawice.
- Co było potem? – nie pamiętałem nic z tego wieczora, musiałem naprawdę sporo wypić, bo w głowie miałem pustkę.
- Nie wiem film mi się urwał. Obudziłem się rano skacowany w pokoju. – dodał Święty. No jak on odleciał to naprawdę musiało być grubo.
- No to jestem w czarnej dupie! – krzyknąłem trzaskając drzwiczkami szafki. – Mam córkę.


 ~~~~~~~~~~~~~
Dwójeczka! Aż mi się zrobiło żal Ramoska! :c
Bardzo dziękuję za piękne komentarze! <3
Do następnego, 
Ines ;*