Dwa tygodnie wcześniej.
Stałem na tarasie
oparty o barierki balkonu z pięknym widokiem na morze, byłem już gotowy do
wyjścia. Biała koszula z podciągniętym rękawem do łokci, do tego czarne
spodnie, a na fotelu obok idealnie skrojona marynarka. Przegarnąłem palcami
swoją fryzurę i usłyszałem kroki. Z uśmiechem odwróciłem się, w pięknej
biało-złotej sukni do kolan zjawiła się najpiękniejsza dziewczyna, jaką
kiedykolwiek znałem i widziałem.
- Pięknie wyglądasz. – powiedziałem.
- Dziękuję. Ty też niczego sobie. – uśmiechnęła się w charakterystyczny
dla siebie sposób. Podeszła bliżej mnie i również oparła się o barierkę. -
Sergio, my też kiedyś staniemy na ślubnym kobiercu?
- Jeżeli kiedyś będę stać przed ołtarzem to tylko i wyłącznie z Tobą.
Kocham Cię.
- Wiem. Ja Ciebie też. – powiedziała i pocałowała mnie krótko w usta. –
Musimy już iść, bo się jeszcze spóźnimy. A świadkom nie wypada. – cicho się
zaśmiała i pociągnęła mnie za rękę z powrotem do hotelowego pokoju.
Po około 15 minutach drogi dojechaliśmy do małego kościółka tuż obok
klifu. Majorka była piękna o tej porze roku, słońce oświetlało kwitnące
migdałowe i drzewa owocowe, wiał delikatny wiaterek, a z oddali było słychać
szum morza. Przed wejściem gromadzili
się już zaproszeni goście, wśród nich dostrzegłem rodziców i rodzeństwo państwa
młodych oraz wielu naszych przyjaciół. Po przywitaniu się z niektórymi udaliśmy
się do sąsiedniej kapliczki żeby podpisać jakieś dokumenty świadczące o naszej
zgodzie na bycie świadkami. Po chwili w pomieszczeniu zjawili się państwo
młodzi, wyglądali razem prześlicznie, patrzyli na siebie z taką miłością w
oczach. Wiedziałem, że przy Sarze Iker jest najszczęśliwszy. Moja ukochana od
razu podbiegła do Sary mocną ją wyściskała, ja jej zawtórowałem i przywitałem
się z bramkarzem Królewskich.
- No stary, najwyższy czas. – zażartowałem klepiąc go po plecach.
- Lepiej późno niż wcale kochanie. – powiedziała moja Carlota.
- Odezwał się. A my, kiedy zostaniemy świadkami? – zapytałam rozbawiona
Carbonero.
- My mamy jeszcze dużo czasu. – odpowiedziałem z uśmiechem przytulając
do siebie moją małą.
- Już czas. – wtrącił się po chwili siwy ksiądz.
Wszyscy z szerokimi uśmiechami na ustach wyszliśmy z kapliczki i
udaliśmy się do głównego kościoła. Ceremonia trwała prawie dwie godziny. Nie
obyło się oczywiście od płaczu zgromadzonych. Płakały ciotki, matki, siostry,
sama Sara, która przeklinała później rozmazany makijaż. Po obsypaniu młodej
pary różowymi płatkami róż wszyscy udali się do pobliskiego zameczku, w którym
odbywało się wesele. Jak to na tego typu imprezach bywa początek był dość nudny
i osowiały, lecz po jakimś czasie, gdy niektórzy zdążyli już, co nieco wypić
atmosfera się rozluźniła i było naprawdę miło. Tańczyłem z moją księżniczką,
muzyka lecąca z głośników zaczęła powoli zwalniać, chwyciłem ją w tali i
delikatnie do siebie przyciągnąłem. Carlota z szerokim uśmiechem oplotła moją
szyję swoimi zgrabnymi dłońmi.
- Wiesz, że Cię kocham, prawda? – zapytałem szepcząc jej do ucha.
- Wiem i ja ciebie też. Najmocniej na świecie. – odpowiedziała
głaszcząc mnie po lekko zarośniętym policzku.
- Iker miał rację, chyba na nas też najwyższy czas.
- Ramos, co ty kombinujesz? – zapytała słodko marszcząc brwi.
- Nie chciałabyś, aby tutaj – chwyciłem jej dłoń i wskazałem na palec
serdeczny – znalazł się jakiś piękny pierścionek z brylantem?
- Czy ty mi się właśnie oświadczasz?
- Nie tak, może. – chyba ogłupiałem, tak słońce mnie dzisiaj za mocno
przygrzało.
- Jesteś niemożliwy. – odpowiedziała ze śmiechem i mnie pocałowała. –
Pójdę pogadać z dziewczynami, dobrze?
- Pewnie, to ja pójdę się napić z Isco.
- Tylko nie przesadź. – cmoknęła mnie jeszcze w policzek i w swoich
wysokich szpilkach przedarła się przed tłum tańczących par. Rozejrzałem się
dookoła w poszukiwaniu mojego rodaka, ale nigdzie go nie mogłem znaleźć. W
końcu odnalazłem go na placu zabaw gdzie huśtał siostrzenicę Sary. Nigdy bym
nie powiedział, że Andaluzyjczyk ma tak dobre podejście do dzieci, ale gdy
zobaczyłem go pierwszy raz z Juniorem na rękach wiedziałem, że będzie dobrym
ojcem. Wszyscy dookoła się ustatkowali, Iker się ożenił i ma syna, Isco z
Victorią spłodzili pierworodnego, a ja? Ja żyłem na kocią łapę i nie
przeszkadzało mi to. Carlota nigdy nie mówiła o białej sukni i gromadce dzieci.
Byłem młody, moja księżniczka jeszcze bardziej. Ja grałem w piłkę, ona
rozwijała się w pracy, byliśmy razem szczęśliwi bez jakiegoś tam papierka.
- Za dziećmi się już stęskniłeś? – zapytałem rozbawiony.
- Będziesz miał swoje to nie będziesz się głupio pytał. – odpowiedział
nie przerywając zabawiania małej Lili.
- Mnie się nigdzie nie spieszy. – powiedziałem kopiąc mały kamyszek,
który miałam akurat koło buta - Chciałem się napić, ale jak widzę nic z tego.
- Później Sergio, znajdę Cię jakoś.
- Jasne. – odburknąłem i wycofałem się z placu zabaw. Myślałem, że
faceci głupieją tylko przez baby.. Ponownie znalazłem się na parkiecie, przy
jednym z okrągłych stolików wśród innych partnerek Królewskich siedziałam moja
księżniczka i energicznie wymachiwała rękami zawzięcie tłumacząc coś dziewczynom.
Byłem cholernym szczęściarzem mając taką wspaniałą dziewczynę. Carlota tak jak
ja pochodziła z Andaluzji, urodziła się w Granadzie, gdy ja byłem czteroletnim
chłopcem, który latał już za piłką. Była niziutką szatynką z pięknymi zielonymi
oczami. Zawsze musiała stawać na palcach żeby mnie pocałować, często narzekała
na swój wzrost, ale dla mnie była idealna. Kochałem w niej wszystko. Od
czarującego uśmiechu, poprzez hipnotyzujące oczy aż do pięknych hiszpańskich
kształtów. Z rozmyślań wyrwał mnie lekko piskliwy głos.
- Witaj Sergio. – lekko zdziwiony odwróciłem się i zamarłem.
- Co ty tu robisz? – zapytałem zdenerwowany.
- Też się cieszę, że cię widzę. Iker mnie zaprosił, nie powiedział Ci?
- Nie. Masz tupet żeby tu przychodzić.
- Przesadzasz.
- Misiu, z kim rozmawiasz? – usłyszałem głos Carloty, a po chwili jej dotyk,
gdy chwytała moją rękę.
- Z… właśnie nie zapytałem jak masz na imię? – zwróciłem się do
wysokiej brunetki.
- María. – odpowiedziała i podała rękę mojej małej.
- Carlota. – przedstawiła się i spojrzała na mnie. – Narzeczona Sergio.
– dodała wtulając się w moje ramię. Na te słowa zrobiło mi się gorąco na sercu
i poczułem się szczęśliwy jak nigdy. Spojrzałem na nią z lekkim niedowierzaniem,
a ona odpowiedziała mi tylko słodkim uśmiechem. – Pójdziemy się przejść?
- Tylko skończę rozmawiać skarbie. Zaraz po ciebie przyjdę. –
pocałowałem ją w czoło i Andaluzyjka wróciła na swoje miejsce.
- Nie ładnie tak okłamywać narzeczoną Sergio. – odpowiedziała Baskijka.
- Nie chce żeby się denerwowała niepotrzebnie. Nas już nic od dawna nie
łączy. I lepiej nie wchodźmy sobie w drogę. – syknąłem.
- Łączy nas więcej niż ci się wydaje. Jeszcze się zobaczymy kochanie. –
poklepała mnie po ramieniu i odeszła. Stałem jeszcze chwilę nerwowo zaciskając
pięści.
Maríę poznałem pięć lat temu na imprezie po meczu. Poszliśmy z
chłopakami do klubu i poznaliśmy kilka dziewczyn, między innymi Baskijkę.
Zawróciła mi w głowie i spotykaliśmy się przez kilka miesięcy, ale nie był to
typowy związek. W sumie to wcale nie był związek. Nie chodziliśmy do
restauracji, do kina, łączyły nas tylko wspólne noce. Potem ja wyjechałem na
Mundial i kontakt nam się urwał. Wiedziałem, że utrzymywała jakieś kontakty z Ikerem
czy Pepe, ale nie zwracałem na to żadnej uwagi. Kilka miesięcy później poznałem
Carlotę i od trzech lat jestem szczęśliwy z moją Andaluzyjką.
Musiałem uwolnić myśli od tej rozmowy, podszedłem do Carloty, wziąłem
ją za rękę i pociągnąłem w stronę ogrodów sąsiadujących z zameczkiem.
Spacerowaliśmy wtuleni w siebie w blasku księżyca, z oddali słychać było
rytmiczną muzykę, nic mi nie brakowało do pełni szczęścia. Miałem przy sobie
miłość swojego życia i to mi w zupełności wystarczało. Po pewnym czasie usiadłem
na ławce, a Carlota usiadła mi na kolanach i wtuliła się we mnie.
- Tak serio mówiłeś o tych zaręczynach? – zapytała spoglądając na mnie.
- A ty tak serio przedstawiając się, jako moja narzeczona? –
odpowiedziałem z uśmiechem.
- Pierwsza się zapytałam. – pisnęła mrużąc czoło, na co zacząłem się
śmiać.
- Kocham Cię i chcę z Toba spędzić resztę życia. – powiedziałem zgodnie
z prawdą patrząc prosto w jej zielone oczy.
- Dobrze. Zgadzam się. – odpowiedziała głaszcząc mnie po policzku.
Spojrzałem lekko zdezorientowany, bo chyba nie dotarło do mnie to, co przed
chwilą usłyszałem. – Zostanę Twoją żoną. – dodała i krótko mnie pocałowała.
- Naprawdę? – zapytałem zaskoczony wstawając. Andaluzyjka delikatnie
pokiwała głową. Objąłem ją w pasie i zacząłem okręcać dookoła. – Pani Ramos? –
powiedziałem słodko i zacząłem się śmiać ze swojego szczęścia.
- To brzmi pięknie. Będę panią Ramos. – mocno mnie przytuliła i zaczęła
się cicho śmiać. – Jesteś niemożliwy.
- Wiem. – ująłem jej twarz w dłonie i pocałowałem. Uwielbiałem to
robić, uwielbiałem smak jej warg, ich ciepło. Gdybym mógł nigdy bym nie
przestawał ich całować. – Wracajmy, zaraz będę musiał przemawiać, a kompletnie
nie wiem, co powiedzieć. – objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy z powrotem na
parkiet.
Podniosłem się z miejsca i zapiąłem guzik w swojej marynarce, uderzyłem
kilka razy lekko nożykiem w swój kieliszek z szampanem i odchrząknąłem. Na sali
automatycznie zrobiło się cicho i wzrok zgromadzonych utkwił we mnie. Uniosłem
kieliszek i spojrzałem w stronę nowożeńców, którzy uśmiechali się do mnie.
- Nigdy nie byłem dobry w przemówieniach, ale czego nie robi się dla przyjaciela? - zaśmiałem się cicho. - Tak czy inaczej, chciałbym podziękować Ikerowi i Sarze za zaproszenie oraz zaszczyt bycia świadkiem, tego, że w końcu się pobrali. - uśmiechnąłem się. - Ikera znam już szmat czasu, przeżyliśmy razem sporo, jako przyjaciele i już chyba nic mnie w nim nie zaskoczy. Pamiętam jak już po wygranej Euro 2012, po tym jak za bardzo wpadł w wir świętowania.. - zaakcentowałem i spojrzałem znacząco na przyjaciela, a ten lekko się zmieszał. - Wsparł się na moim ramieniu i lekko bełkocząc zapewniał mnie, że oświadczy się Sarze, ożeni i stworzy z nią rodzinę. I co? Udało się! - zaśmiałem się i spojrzałem na nich. - Tak czy inaczej, chciałbym wam życzyć miłości, szczęścia i wszystkiego tego, czego sami sobie zażyczycie! Zdrowie Sary i Ikera! - zawołałem, a cała reszta mi zawtórowała. - A! Sara, trzymaj go krótko! - dodałem jeszcze, po czym wszyscy zaczęli się śmiać. Po chwili goście ucichli, a ja ponownie delikatnie uderzyłem w kieliszek. – Jeszcze jedno powiem i będziecie mieli mnie z głowy – powiedziałem ze śmiechem – Nie będziecie musieli długo czekać na następny ślub, Carlota właśnie zgodziła się za mnie wyjść. – wszyscy zaczęli bić brawa, a ja przyciągnąłem do siebie moją księżniczkę i złożyłem pocałunek na jej malinowych ustach. Chyba powariowałem!
- Nigdy nie byłem dobry w przemówieniach, ale czego nie robi się dla przyjaciela? - zaśmiałem się cicho. - Tak czy inaczej, chciałbym podziękować Ikerowi i Sarze za zaproszenie oraz zaszczyt bycia świadkiem, tego, że w końcu się pobrali. - uśmiechnąłem się. - Ikera znam już szmat czasu, przeżyliśmy razem sporo, jako przyjaciele i już chyba nic mnie w nim nie zaskoczy. Pamiętam jak już po wygranej Euro 2012, po tym jak za bardzo wpadł w wir świętowania.. - zaakcentowałem i spojrzałem znacząco na przyjaciela, a ten lekko się zmieszał. - Wsparł się na moim ramieniu i lekko bełkocząc zapewniał mnie, że oświadczy się Sarze, ożeni i stworzy z nią rodzinę. I co? Udało się! - zaśmiałem się i spojrzałem na nich. - Tak czy inaczej, chciałbym wam życzyć miłości, szczęścia i wszystkiego tego, czego sami sobie zażyczycie! Zdrowie Sary i Ikera! - zawołałem, a cała reszta mi zawtórowała. - A! Sara, trzymaj go krótko! - dodałem jeszcze, po czym wszyscy zaczęli się śmiać. Po chwili goście ucichli, a ja ponownie delikatnie uderzyłem w kieliszek. – Jeszcze jedno powiem i będziecie mieli mnie z głowy – powiedziałem ze śmiechem – Nie będziecie musieli długo czekać na następny ślub, Carlota właśnie zgodziła się za mnie wyjść. – wszyscy zaczęli bić brawa, a ja przyciągnąłem do siebie moją księżniczkę i złożyłem pocałunek na jej malinowych ustach. Chyba powariowałem!
Tydzień temu jak dodawałam prolog nie miałam napisane nic więcej,
Bardzo dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy pod prologiem.
Oraz Wioli za pomoc przy przemowie Ramosa, dziękuję kochana ;*
Do następnego, Ines ;*
Podoba się? Kochana, on jest IDEALNY!!!!!!! <3 Zakochałam się w tym opowiadaniu bardzo szybko. ;D Już się nie mogę doczekać kontynuacji. ;* Masz talent i to ogromny. Nie przestawaj nigdy pisać ^_^ Zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńO jak słodko ^^
OdpowiedzUsuńTylko ta zołza mnie zmartwiła!! Jestem bardzo ciekawa co tam wymyśliłaś dla naszego Sergita! Carlota zgodziła się wyjść za niego i to jest cudne, ale mam złe przeczucia... W końcu ten prolog...
Czekam na kolejny rozdział! :*
Podoba się i to bardzo :3 Ślub Ikera i Sary faktycznie jak z bajki, czułam się tak jakbym siedziała wśród gości i uczestniczyła w tej pięknej uroczystości :) A co do Cartoty i Sergia to aż mi się buźka sama cieszyła jak się zgodziła :) Cudowny rozdział ale jednak ta dziewczyna nie daje mi spokoju. Czekam na następny :) Buziaki :*
OdpowiedzUsuńSwietny ;)
OdpowiedzUsuńCo za piękny rozdział. Ślub, jak z bajki. Mogłabym na takim być, bo to wspaniałe... w ogóle śluby są wspaniałe. I to przemówienie, dobre! Tylko mnie ta Maria, czy jak jej tam trochę rozdrażniła.
OdpowiedzUsuńKIM JEST TA LASIA CO SERGIUSZA ŚMIAŁA ZACZEPIĆ
OdpowiedzUsuńjeśli to przez nią się wszystko zrujnuje, to nie ręczę za siebie XD
ślub piękny, aww <3
czekam na kolejny :*
Super rozdział! :)
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz, że ten rozdział bardzo mi się podoba. Zresztą jak wszystko, co wychodzi spod Twoich paluszków ♥ Wyjątkowy jest jednak z jednego powodu. Bo piszesz o Sergio <3
OdpowiedzUsuńKtoś go tu zrani i dobrze o tym wiem. Niestety... Ale spokojnie, ma go kto pocieszyć. Oczywiście mówię o sobie :')
Naprawdę cudownie się zapowiada, sielanka ma trwać! A ta lasia z wesela niech spada na palmy prostować kokosy -,-
Czekam na dalszą część skarbie ;**
Cóż za rozdział. <3 Dziewczyno jak ty pięknie piszesz! Jestem ciekawa co wydarzy się dalej w życiu Sergio...
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część kochana. ;**
boziu, jak słodko, nie mogę. <3
OdpowiedzUsuńżycie jak w bajce!
lecę czytać następny :*