środa, 25 lutego 2015

Dos.

            Po dwóch pięknych dniach spędzonych na Majorce nadszedł czas powrotu do rzeczywistości. Poranny lot do Madrytu minął bardzo szybko, pewnie, dlatego, że cały czas rozmawiałem, żartowałem i śmiałem się z mojej narzeczonej. Cholera jak to brzmi! Chłopaki już się ze mnie nabijają, że wiecznie żyjący bez zobowiązań Ramos chce się ustatkować. Kobiety mają dar zmieniania mężczyzn. Teraz nie zależy mi tylko na wygranym meczu, ale na szczęściu mojej księżniczki. Ona jest najważniejsza. Nawet najgorszy dzień może stać się piękny pod wpływem jej uśmiechu.
Siedzieliśmy na tylnim siedzeniu, wtuleni w siebie jadąc zakorkowanymi ulicami Madrytu do domu. Biała taksówka charakterystyczna dla stolicy Hiszpanii powoli przesuwała się do przodu.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan Ramos prawda? – zapytał taksówkarz odwracając się do nas.
- Nic się nie stało. Tak, miło mi. – uśmiechnąłem się do grubszego mężczyzny i podałem mu rękę. Gościa lekko zamurowało. Po chwili uścisnął moją rękę i szczęśliwy odpowiedział.
- To wielki honor podwozić państwa do domu. Żona mi nie uwierzy, a syn to już w ogóle.
- Ile syn ma lat?
- Dwanaście. Uwielbia Real, tak go wychowałem. Od małego oglądał z nami mecze. – mówił z takim zafascynowaniem w głosie, moja mała ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Po drodze Luisio, w końcu dowiedziałem się jak ma na imię, wypytywał mnie jeszcze o wiele rzeczy związanych z klubem, z piłką i inne dziwne rzeczy. Po pół godzinie dojechaliśmy pod nasz apartamentowiec, wyjąłem z bagażnika dwie walizki i poprosiłem taksówkarza żeby chwilkę poczekał. Od razu po wejściu do mieszkania udałem się do garderoby, wyjąłem z szafki domową koszulkę Królewskich z moim nazwiskiem i szybko machnąłem czarnym markerem dedykację. W szuflady wyjąłem trzy bilety na czarną godzinę i uradowany zbiegłem na dół.
- Mam nadzieję, że syn się ucieszy. – powiedziałem wręczając mu prezenty. Jego oczy momentalnie przybrały postać pięciozłotówek. – Jak następnym razem będę potrzebował taksówki to wiem gdzie dzwonić. Do zobaczenia Luisio. – dodałem z uśmiechem.
- Dziękuję Sergio, bardzo dziękuję. – powiedział prawie się kłaniając. – Do zobaczenia.
Jeden drobny gest, a ile szczęścia. To chyba najbardziej uwielbiałem w swojej pracy, mogłem uszczęśliwiać ludzi swoją grą i tyle. Niesamowite!
Zadowolony wróciłem do mieszkania gdzie Carlota zaczęła już rozpakowywać walizki. Bez zastanowienia podszedłem do niej i pomogłem.
- Ładne to było. Mały na pewno się ucieszy. – powiedziała słodko wkładając ubrania do kosza na brudy.
- Kotuś, a ty, kiedy przyjdziesz na mecz? Dawno cię nie było. – podszedłem do niej i przytuliłem. Zawsze grało mi się lepiej, gdy wiedziałem, że Car siedzi na trybunach w mojej koszulce. Miałem dodatkową motywację żeby grać jeszcze lepiej.
- Przyjdę na najbliższy, obiecuję. – stanęła na palcach i mnie pocałowała. Podniosłem ją lekko i ta oplotła nogami moje biodra. Zacząłem ją całować, najpierw ciepłe usta, po chwili szyję. Nie miałem, co się zastanawiać, chwyciłem za brzeg jej szarej koszulki i szybko ją z niej ściągnąłem. Zrobiłem kilka kroków i oparłem się o pralkę. Delikatnie się uśmiechnąłem, gdy poczułem dłonie Carloty rozpinające moją koszulę. Po chwili kraciasty materiał wylądował na podłodze. Andaluzyjka zaśmiała się, gdy przejechałem językiem po jej obojczykach. Obróciłem i posadziłem ukochaną na szarym sprzęcie. Sam zacząłem męczyć się z paskiem od spodni, zawsze miałem z nim problem!
– Daj głuptasie. – zaśmiała się cicho i momentalnie rozpięła skórzany pasek. Wplotła palce w moje włosy i wyszeptała – Kocham Cię.

***

            Siedziałam na wysokim stołku przy blacie w kuchni i kończyłam robić sobie delikatny makijaż. Malowałam rzęsy, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, musiałam przerwać dotychczasową czynność, bo Sergio brał drugi prysznic po porannym treningu. To był jakiś jego dziwny nawyk, nie wystarczała mu kąpiel w ośrodku, musiał się jeszcze raz wyszorować w domu. Nie powiem, czasami nawet mnie to cieszyło, bo miałam okazję mu towarzyszyć.
Leniwie podniosłam się z miejsca i poszłam otworzyć wejściowe drzwi. Stanęłam jak słup soli, gdy zobaczyłam wysoką brunetkę, którą poznałam cztery dni temu na weselu.
- Hej. Jest Sergio? – zapytała.
- Zajęty. – odpowiedziałam.
- Nie szkodzi, poczekam. – przeszła przez próg i poszła do salonu.
- Jasne wchodź. – mruknęłam pod nosem. Udałam się za dziewczyną, która rozsiadła się na jednym z foteli. Pokręciłam głową i nalałam sobie wody do szklanki. – Skąd wiedziałaś gdzie mieszkamy?
- Jeszcze nie raz się dzisiaj zdziwisz kochana. – odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
- Kochanie, kto przyszedł? – zawołał Sergio wychodząc z łazienki z samych spodniach. W ręce trzymał biały top, który po chwili na siebie założył. Na widok Maríi stanął jak wryty. – A ty, co tu robisz?
- Witaj Sergio. – odpowiedziała spokojnie i wstała z miejsca.
- Znacie się? – zapytałam wściekła, coś mi tu nie pasowało i to bardzo.
- Lepiej i dłużej niż ci się wydaje.
- Kiedyś byliśmy razem. Ale to stara historia. – odpowiedział mój narzeczony przeczesując mokre włosy.
- Oj nie taka stara. Chyba muszę Ci o czymś powiedzieć mój drogi. – zaczęła swoim piskliwym głosikiem, myślałam, że szału dostanę. – Mamy córkę. Alexa ma pół roku.
- Co kurwa? – krzyknął Sergio.
- Proszę? – nie dotarło do mnie to, co przed chwilą powiedziała.
- Sergio i ja mamy dziecko. Córeczkę.
- Zdradziłeś mnie? – czułam jak łzy nalatują mi do oczu. – Jak mogłeś?
- Car nie spałem z nią. Nie widziałem jej od pięciu lat.
- Tak? To, jakim cudem masz z nią dziecko?
- To nie może być moje dziecko. Dlaczego kłamiesz? – warknął na Maríę.
- Chciałabym, ale taka jest prawda. Alexa jest Twoją córką. Jeżeli mi nie wierzysz możemy zrobić badania.
- Oczywiście, to wykaże, że nie mam z tym nic wspólnego.
- To do zobaczenia jutro w klinice Torex. A teraz chyba musisz wyjaśnić, co nieco swojej narzeczonej. Powodzenia. – powiedziała i tak po prostu wyszła.
Obserwowałam to wszystko nie wierząc to, co sie wokół mnie dzieje. Sergio nie mógłby tego zrobić, nie on. Czułam jak łzy jedna po drugiej spływają mi po policzku.
- Spałeś z nią? – zapytałam spokojnie.
- Nie. Carlot, przyrzekam Ci, że nie. – zrobił kilka kroków w moją stronę, ale ja się cofnęłam.
- Tak bardzo chciałabym Ci wierzyć. – łkałam.
- Udowodnię Ci, że to nie moje dziecko.
Minęły trzy dni, jutro mają być wyniki. Nie wiem jak to załatwili, że są tak szybko. Przecież zawsze czeka się przynajmniej dwa tygodnie. Nie chcę płakać, nie mam już na to siły. Dnie spędzam w pracy, nie chcę wracać do domu. Chcę go przytulić, ale nie mogę. Mam taki mętlik w głowie…
Był już późny wieczór, siedziałam na łóżku i kończyłam czytać ulubioną książkę. Chociaż na chwilę mogłam się przenieść do innego świata. Bez Ramosa, bez Maríi, bez dziecka, bez tego wszystkiego. Po chwili z łazienki wyszedł Sergio. Ubrany jak zwykle w same bokserki, mogłabym patrzeć na niego godzinami. Był idealny, kochałam w nim wszystko. Te piękne brązowe oczy, cudowny uśmiech, lekko zarośnięte policzki, umięśnione ciało, tatuaże. Boże, dlaczego mi to robisz?!
- Mogę czy mam spać w salonie? – zapytał i spojrzał na mnie.
- Kładź się. – powiedziałam i odłożyłam powieść. Obrońca zdążył położyć się koło mnie. – Jeżeli ma być to nasza ostatnia wspólna noc chcę mieć Cię przy sobie. – wtuliłam się w jego ciepłe, umięśnione ciało. Wiedziałam, jaki będzie wynik. Czułam, że to jego córka. Ona mówiła prawdę, po co by miała kłamać? To nie miałoby sensu.. Czułam jak kolejne łzy zaczęły spływać po moim policzku.
- Kochanie proszę nie płacz. – szepnął i zaczął głaskać mnie po włosach i plecach.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? – nic nie odpowiedział tylko pocałował mnie czubek głowy – Jeżeli to prawda – spojrzałam w jego ciemne oczy – wyprowadzam się i już mnie więcej nie zobaczysz.

***

Walczyłem z supłem przy moich korkach, za nic nie mogłem go rozplątać. Wściekły rzuciłem nim o ziemię. Oczy wszystkich chłopaków w szatni nagle zwróciły się ku mnie.
- Ramos, co jest? – zapytał się Cristiano.
- Rok temu, w Bilbao..co działo się po meczu?
- Poszliśmy na imprezę do hotelowego klubu. – zaczął Benzema.
- To sam pamiętam.
- Popiliśmy sporo. Nieźle zabalowaliśmy. – dodał Carvajal.
- Była tam María? – drążyłem.
- Stary ja nie wiem, co wczoraj na obiad jadłem. – odezwał się Nacho.
- Była.. przyszła po jakimś czasie.. nie wiem skąd się tam wzięła w sumie. – powiedział Iker zakładając rękawice.
- Co było potem? – nie pamiętałem nic z tego wieczora, musiałem naprawdę sporo wypić, bo w głowie miałem pustkę.
- Nie wiem film mi się urwał. Obudziłem się rano skacowany w pokoju. – dodał Święty. No jak on odleciał to naprawdę musiało być grubo.
- No to jestem w czarnej dupie! – krzyknąłem trzaskając drzwiczkami szafki. – Mam córkę.


 ~~~~~~~~~~~~~
Dwójeczka! Aż mi się zrobiło żal Ramoska! :c
Bardzo dziękuję za piękne komentarze! <3
Do następnego, 
Ines ;*







11 komentarzy:

  1. Ta flondra pewnie to uknuła, a i ta klinika może być jakaś podstawiona, znajomości i takie inne przekręty! Bo nie wierzę w to, że Sergio mógłby tak potraktować ukochaną, nawet na niezłym odlocie... Mam taką nadzieję!
    Czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie! Dlatego mi to robisz? Ysz.. Nie takiego obrotu spraw się spodziewałam..
    Mnie też się zrobiło żal Ramoska.. Biedny. ;(
    Przeklęta Maria.. Ramos taki głupiutki, że zdradził Car. Chociaż nadal wierzę, że to dziecko nie jest jego. Oby tak było. Proszę. ;**
    Już nie mogę się doczekać kontynuacji. Mam nadzieję, że nie będziesz mnie trzymać długo w niepewności kochana. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. o Navasie
    co
    Ty
    odwaliłaś
    jaka córka... biedna Carlota...
    popłakałam się ;-;
    cudny, jak zawsze!!
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja... Nie mogę w to uwierzyć. Jak to w ogóle możliwe?? :o Nie, to nie może tak być... Cholercia, zbiłaś mnie z tropu, zdezorientowałaś, zasmuciłaś, wkurzyłaś i zafascynowałaś zarazem. Tyle sprzecznych emocji... Czekam na kolejny, bo kocham tę historię <3

    OdpowiedzUsuń
  5. no nie wierzę, po przeczytaniu pierwszego rozdziału nie spowiedziałam się, że tak szybko się pokomplikuje..
    nie wierze, że Carlota może go zostawić, ale.. kurcze.
    czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nadal wierzę że to nie jego dziecko :3

    OdpowiedzUsuń
  7. o nie : / kurcze, nie spodziewałam się już w drugim rozdziale takiej komplikacji :( coś czułam, że Sergio ma dziecko dziecko z tą dziewczyną, ale jakoś nie mogłam tego strawić :/
    czekam na następny z niecierpliwością :** Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakie dziecko?! Co Ci się nagle na dziecko rzuciło?! Przecież on nie może mieć dziecka z jakąś dziwną laską! No nie może! -.-
    Ale rozdział naprawdę cudowny. Jak każdy zresztą ♥ Przez niego nawet zaczęłam się zastanawiać, czy nie jeździć w przyszłości taksówką po Madrycie xd Fajny gest, nie ma co :')
    Z niecierpliwością czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba mi zabrakło słów. Nienawidzę tego babszytla Marii, czy jak jej tam. Haha zostanę bohaterką twojego opowiadania i własnoręcznie ją uduszę XDD
    Mam nadzieję, że to wszystko się jakoś wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
  10. O cholera ;o
    Ale sie porobiło, tego to ja się nie spodziewałam, nie wiem do powiedzieć normalnie! Maria przegięła, są jakieś granice! Mi równiez jest bardzo żal Sergio. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. biedny Ramos, ale sam jest sobie winien ;c

    OdpowiedzUsuń