Wyprowadziła się.
Zabrała wszystkie swoje rzeczy, swoje ubrania, swoje kosmetyki i buty. Nie
zostało po niej już nic w naszym mieszkaniu. Było tak pusto.. Nikt nie krzątał
się w kuchni, nie krzyczał, że nie pościeliłem łóżka, nikt się do mnie nie uśmiechał
i nie budził mnie słodkim buziakiem oraz słowami „Dzień dobry Sergio. Dziś
kocham cię jeszcze bardziej niż wczoraj.”. Zapach jej perfum powoli ulatniał
się z mieszkania. Po prostu jej nie było.. Jakim ja jestem idiotą! Jeszcze
żebym coś kurwa pamiętał, ale w głowie mam pustkę.
Siedziałem w domu i przeglądałem zdjęcia ze ślubu Ikera. Byliśmy tacy
szczęśliwi. Moja mała, mój największy skarb. Co ja najlepszego zrobiłem?!
Badania potwierdziły, że jestem ojcem Alexy. Mam córkę. Ale to brzmi. Powinienem
się cieszyć, ale nie potrafię. Gdyby to było dziecko moje i Carloty pewnie
byłbym najszczęśliwszy na tym świecie. Miałbym dwie księżniczki. A nie mam nic.
Jedna ode mnie odeszła i w sumie jej się nie dziwię, a małej nawet nie
widziałem. Nie powinienem, bo to nie jej wina, ale gdyby nie jej narodziny
siedziałbym tu teraz z Carlot i planował nasz ślub.
Na popołudnie umówiłem się z Maríą, muszę ustalić z nią wszystko. Gubię
się w tym wszystkim. Wygrzebałem się z mieszkania, promienie wiosennego słońca
od razu mnie oślepiły. Szybko założyłem ciemne okulary przeciwsłoneczne na nos.
Wsiadłem do czarnego Porsche i ruszyłem. Po dziesięciu minutach drogi
zaparkowałem pod małą knajpką w centrum Madrytu. Wszedłem, w środku był spory
ruch, na szczęście udało mi się znaleźć wolny stolik na końcu sali. Zamówiłem
colę z lodem i nerwowo uderzałem palcami w blat stołu. Po chwili w
pomieszczeniu zjawiła się Baskijka. Średniej długości bordowa sukienka, ciemne
szpilki i duża torebka w ręce. Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, co ja w
niej widziałem. Nie dorastała mojej Carlocie do pięt. Do stolika podeszła równo
z kelnerem, który przyniósł mi moje zamówienie.
- Cappuccino poproszę. – zaczepiła młodego chłopaka. – Witaj Sergio. –
powiedziała z szerokim uśmiechem i usiadła naprzeciwko mnie.
- Cześć. Dlaczego rujnujesz mi życie? Czego chcesz, pieniędzy? –
powiedziałem zdenerwowany, a brunetka prychnęła.
- Sam je sobie zmarnowałeś. Chcę żeby mała miała ojca.
- Nie udawaj. Tak nagle po ponad roku przypomniałaś sobie, kto jest jej
ojcem?!
- Masz rację. Tyle za moje milczenie plus miesięczne alimenty. Myślę,
że nie będzie to dla ciebie żaden problem. – podała mi kartkę z zapisanymi
kwotami. Nie wiem ile to planowała, ale przygotowała się nieźle.
- Moja córka zasługuje na wszystko, co najlepsze. Zgadzam się, ale pod
jednym warunkiem. Chcę się widywać z małą.
- Nie ma mowy. – powiedziała szybko i zrobiła łyk kawy.
- Mam iść do sądu żeby wyznaczyli terminy?
- Dwa weekendy w miesiącu i tydzień wakacji, nic więcej.
- Okej. Po prostu chcę mieć z nią kontakt.
- Przywiozę ją do Ciebie w sobotę rano. Do zobaczenia. – powiedziała i
wyszła. Siedziałem tam jeszcze trochę i analizowałem to wszystko. Nigdy bym nie
powiedział, że moje życie może się tak diametralnie zmienić w niecałe dwa
tygodnie. Miałem wszystko, co chciałem, piękną narzeczoną, byłem z nią
szczęśliwy i nagle pojawia się María która mówi mi, że mam córkę. To brzmi jak
beznadziejny scenariusz jakieś komedii.
Jeszcze lekko zaspany wychodziłem z łazienki, gdy usłyszałem dzwonek do
drzwi. Spojrzałem na zegarek, było kilka minut przed dziesiątą. Włożyłem ręce
do kieszeni dresowych spodni i przeszedłem korytarz. Otworzyłem drzwi i
zobaczyłem Maríę z nosidełkiem w ręce i dużą, różową torbę przewieszoną przez
ramię. Bez zaproszenia weszła do mieszkania i położyła wszystko na blacie
wyspy.
- W torbie masz wszystkie zabawki, ciuszki, pieluszki, kremy i mleko, a
i deserek. Przyjadę po nią jutro wieczorem. Pa kochanie. – pocałowała dziecko w
czółko i chciała wyjść.
- Poczekaj, jak jutro? Myślałem, że dzisiaj po nią przyjedziesz,
przecież ja się na dzieciach nie znam. – powiedziałem lekko zdesperowany.
- Dasz radę Ramos. Musisz. – uśmiechnęła się i wyszła. Stanąłem przed
nosidełkiem i spojrzałem na małą. Leżała grzecznie i przyglądała się mi swoimi
ciemnymi oczami. Była taka malutka, ubrana w beżowe rajstopki i kremową
sukienkę. Jej krótkie brązowe włosy spięte były różową spinką. Chyba nigdy nie
wiedziałem słodszego dziecka.
- Cześć mała, mam na imię Sergio i jestem twoim tatą. – powiedziałem i
Alexa się uśmiechnęła. – To nie jest śmieszne. – dodałem, na co moja córeczka
zaczęła się śmiać. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i wyjąłem ją z nosidełka.
– Będziesz czasami do mnie przyjeżdżać i będziemy się super bawić. Mam taką
nadzieję przynajmniej. Będziesz miała fajnych kolegów, Martin i Isco na pewno
się ucieszą z nowej towarzyszki do zabawy. Nie odpowiesz mi, prawda? –
zapytałem się patrząc na nią. Dziewczynka słodko się uśmiechnęła i chwyciła
swoimi małymi rączkami moje policzki. – Podoba Ci się mój zarost? To dobrze,
przynajmniej nie będę musiał go zgolić. Chodź zobaczymy, co masz ciekawego w
tej wielkiej torbie. – jedną ręką kurczowo trzymałem Alexę, a drugą dość
nieporadnie próbowałem rozpiąć zamek. W końcu mi się to udało. Ile tego było!
Zacząłem po kolei wyjmować przedmioty. Ciuszki, butelka, smoczek, książeczki,
pluszowa żyrafa. Na widok zabawki Alexa głośno pisnęła i wyciągnęła rączki w
jej stronę. Podałem jej ją i mała od razu ją przytuliła. – Oj słodziaku ty mój.
– pocałowałem ją w główkę.
***
Do Madrytu
przeniosłam się prawie pięć lat temu. Rodzinna Granada była prześliczna, ale to
w stolicy Hiszpanii się zakochałam. Od kiedy pamiętam w każdy wolny weekend,
ferie czy wakacje jeździłam do Madrytu. Zawsze powtarzałam, że będę w nim
mieszkać. Przyjechałam na studia, kupiłam małe mieszkanko w centrum i
rozpoczęłam nową przygodę. W Andaluzji zostawiłam rodziców, Joaquina i Manuelę,
oraz młodszą siostrę Dulce. Jestem z niej bardzo dumna, jest na trzecim roku
medycyny. Wiem, że przed nią jeszcze długa droga, ale zostanie tą wymarzoną
panią doktor. Wiem to.
W Madrycie zakochałam się nie tylko w klimacie miasta, uliczkach czy małych
kawiarenkach. Zakochałam się w nim. Pojawił się z nikąd, gdyby wtedy się nie
zagapił i nie wylał mojej kawy pewnie nigdy byśmy się nie poznali. W ramach
przeprosin zaprosił mnie następnego dnia na kawę i tak poznałam Sergio Ramosa.
Tak banalnie, ale dla mnie tak wyjątkowo. Zakochałam się w nim jak głupia,
nocami nie mogłam spać, bo cały czas o nim myślałam. Był wyjątkowy, przystojny,
najukochańszy, był mój. Tylko i wyłącznie mój. Był pierwszym, jedynym i na
zawsze. Bez niego mój świat nie istniał. On nadawał sen mojego istnienia. W
jego ramionach czułam się bezpiecznie. Tylko on potrafił rozbawić mnie do łez i
wkurzyć jak nikt inny, ale nigdy nie potrafiłam się na niego gniewać. Robił te
swoje piękne oczy i mówię wam, każda by im uległa.. No właśnie, każda.
Parę dni temu z samego rana do mieszkania przyjechał kurier z wynikami
badań. Siedziałam na kanapie nerwowo zaciskając ręce na poduszce. Po chwili
Sergio usiadł koło mnie i zaczął bawić się rogiem koperty. Obrońca spojrzał na
mnie swoimi ciemnymi oczami, było w nich widać strach. Bał się ją otworzyć, ja
też się bałam, że nie usłyszę słowa ‘nie’. Będę mieć dowód, że María mówiła
prawdę.
- Kocham Cię, pamiętaj o tym. – powiedział cicho. Otworzył kopertę i
pojedyncza łza spłynęła mu po zarośniętym policzku. Otworzył usta żeby coś
powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Nic nie mów, nie chcę tego słyszeć. – do oczu momentalnie napłynął mi
słony płyn. Szybko wstałam z miejsca i pobiegłam do sypialni. Zaczęłam się
pakować, Ramos stanął w drzwiach, oparł się o framugę i cały czas mi się
przyglądał. Byłam wściekła, ale nie potrafiłam na niego krzyknąć i powiedzieć
jak go nienawidzę. Dlatego że to nie była prawda? Kochałam go, cały czas go
kocham. Cholera!
Jadę do Granady, nie wiem na ile, muszę odpocząć, poukładać sobie to
wszystko. Już widzę minę mojej mamy, gdy zobaczy, że przyjechałam sama. Od
kiedy znam Sergio nigdy nie byłam w Granadzie bez niego. Najczęściej robiliśmy
tourne po Andaluzji: Sevilla, Granada i dodatkowo jedna nieznana nam
miejscowość. Szukaliśmy swojego azylu w Hiszpanii. Miejsca gdzie moglibyśmy się
schować i odpocząć. Bez paparazzi i fanów. Terenu gdzie nikt by nas nie znał,
gdzie bylibyśmy anonimowi.
Pakowałam walizkę, kilka topów, spodnie, sukienka, buty, kosmetyki.
Przeszukałam chyba już wszystkie torby, kartony, które zabrałam z mieszkania
Ramosa. Nigdzie nie mogłam znaleźć moich dokumentów, bez nich nie mogę się
nigdzie ruszyć. Byłam skazana na spotkanie z piłkarzem. Gotowa do drogi, w
walizką w ręce postanowiłam zahaczyć o jego apartament. Stałam pod popielatymi
drzwiami i bałam się nadusić na dzwonek. Musiałam się przełamać, bo inaczej
pociąg odjechałby beze mnie. Po chwili drzwi otworzył mi Sergio z dzieckiem na
rękach. Staliśmy bez słowa przez dłuższy czas. Malutka była przecudna, wykapany
tatuś. Myślałam, że serce pęknie mi z bólu.
- Zapomniałam dokumentów, mogę? – wydukałam po chwili.
- Jasne. – odpowiedział i przepuścił mnie w drzwiach. Poszłam od razu
do sypialni, wiedziałam gdzie będą. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. –
Pomóc ci? – usłyszałam.
- Nie, już mam. – powiedziałam i schowałam to, czego szukałam do
torebki. Wróciłam do salonu gdzie Sergio stał z małą i gładził jej krótkie
włosy. – Podobna jest do Ciebie, ma Twoje oczy. – ‘te, które tak kocham’
dodałam w myślach. – Dobrze ci idzie. – skomentowałam jego zachowanie w
stosunku do Alexy. Była taka spokojna, w ogóle nie marudziła.
- Chyba się polubiliśmy. – powiedział i uniósł delikatnie kąciki ust.
- Muszę już iść, pociąg mi ucieknie.
- Wyjeżdżasz?
- Jadę do rodziców. Cześć. – odpowiedziałam i odwróciłam się w stronę
wyjścia. Nagle poczułam jak łapie mnie za rękę i odwraca.
- Wybaczysz mi kiedyś? – zapytał z bólem rysującym się na jego twarzy
cały czas mocno ściskając moją dłoń, jakby w obawie, że zaraz ucieknę.
- Nie wiem, co jest gorsze, to, że mnie zdradziłeś, czy to, że to nie
nasze dziecko byłoby Twoim pierwszym. To boli Sergio, nawet nie wiesz jak
bardzo. – wydostałam rękę z jego uścisku i szybko wybiegam z mieszkania. W
taksówce nie mogłam opanować łez. Muszę o nim zapomnieć, przestać myśleć, kochać…
~~~~~~~~~~~~~
Trójeczka! ;3
Dziękuję za komentarze i proszę o kolejne!
Do następnego,
Ines ;*
Czy jak napiszę wow, to Ci wystarczy? Chociaż nie, dla własnego spokoju muszę się rozpisać. Inaczej nie umiem.
OdpowiedzUsuńTo było przykre, kiedy Carlota weszła do mieszkania akurat w takim momencie. Zobaczenie Alexy musiało sprawić jej wiele bólu. Nawet sobie tego nie wyobrażam. Ale mimo wszytko jestem za tym, by kiedyś, w niedalekiej przyszłości się zeszli. Są parą idealną!
Z kolei fakt, iż jest tutaj Isco junior mocno rozjaśnił moją twarz uśmiechem. Kochany ten maluch, a oczy ma jak perełki cudowne! Normalnie wpatrywać się i nic więcej!
Do tego opis jej uczuć pod koniec. Popisałaś się jak zawsze, chociaż dużo lepiej! Pięknie, wspaniale, niesamowicie! <3
Czekam na Isco juniorka i Alxę bawiących się razem :') A Mariia to wredna sucz. Niech mi się nawet na oczy nie pokazuje, bo kurde uduszę paskiem od spodni mojego taty -.- Na nic innego nie zasługuje...
Czekam na następny kochanie, uwielbiam to opowiadanie! ♥
Ramos tatusiem. Jednak. Chociaż i tak czuje, że ta Maria wszystko ukartowała.. Wierzę w to i wierzę, że Sergio i Carlota zejdą się i będą szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część, buźka. ;**
szkodam mi Carloty :(
OdpowiedzUsuńaż wyobraziłam sobie Sergio z taką malutką swoją kopią, jejciu *w*
OdpowiedzUsuńcudowny, prawie się popłakałam :(
Czekam na nn :*
zdecydowanie najlepszy :)
OdpowiedzUsuńA ja wiem, że ona o nim nie zapomni. Tak się po prostu nie da. Prawdziwa miłość nie kończy się nigdy. A jeśli się kończy to to nigdy nie była miłość. Jestem pewna, że jakoś powoli będą się starali odtworzyć tę relację. A zwłaszcza Sergio. ;) Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ;*
OdpowiedzUsuńPiękny opis, gdy Ramos pierwszy raz widzi się z córeczką. Naprawdę, a później wspaniałe... emocjonalne kilka ostatnich zdań. Ach!
OdpowiedzUsuńPróbuję sobie wyobrazić to co działo się wewnątrz Carloty, gdy zobaczyła Sergio z córką na rękach. Piękny widok, którym mogłaby napawać się każda kobieta, ale po chwili uczucie tego bólu, które rozrywa w całości, bo to nie jest ich wspólne dziecko, a tylko i wyłącznie jego.
OdpowiedzUsuńOni muszą się jeszcze spotkać i o tym wszystkim poważnie porozmawiać. Może dojdą do porozumienia i zejdą się z powrotem, wspólnie, po części, wychowując Alexe!
Czekam na kolejny rozdział ;*
Na wstępie chciałabym Cię bardzo przeprosić za to, że nie komentuję. Czytam i wprost ubóstwiam tego bloga, ale brak czasu i problemy, po prostu mi na to nie pozwalają. Wybacz! Obiecuję, że postaram się prędzej czy później wyrazić swoją opinię, bo domyślam się, że dla Ciebie każde słowo - dobre czy złe - jest ważne.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o rozdział - takie to cholernie słodkie i smutne. Z jednej strony Sergio i dziecko...awawawawaw. A z drugiej Carlota, której jest mi tak bardzo szkoda....;_; Próbuję sobie wyobrazić co ja bym zrobiła w takiej sytuacji...a jestem taką wybuchową osobą...:v
Wydaje mi się, że to Twój najlepszy rozdział. A skoro z rozdziału na rozdział jest lepiej, to co będzie z następnymi? Masz talent, to widać, naprawdę.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Całuję i pozdrawiam! :*
Wpadłam na tego bloga całkiem przypadkiem, a teraz nie chce wychodzić, Ramos jest słodkim tatusiem, a ta Maria, matko no nie przeżyje jej, zastanawia mnie dlaczego od razu nie powiedziała Sergio, że jest w ciąży... A może sfałszowała wyniki, nie wiem, moje domysły są straszne. Szkoda mi Car, myślę, że wybaczy wreszcie Ramosowi, musi nie ma wyjścia. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie: http://ich-find-dich-nicht.blogspot.com/
Ramos w roli ojca, rozpływam się! <3
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :*