- Hej kochanie. – nachyliłam się delikatnie i pocałowałam go w policzek
- Jak się dzisiaj czujesz? Mam nadzieję, że dobrze. Kupiłam dzisiejszą gazetę,
poczytam Ci potem, dobrze? – położyłam torebkę na małej szafeczce i usiadłam na
krzesełku. – Obudziłbyś się już, co? Chociaż dałbyś jakiś znak, że mnie
słyszysz. Głupio tak trochę gadać do siebie czwarty dzień z rzędu. Ale jeżeli
to ma pomóc to czemu nie. Tęsknię za Tobą. Wróć już do nas. – chwyciłam go za
rękę i mocno ścisnęłam. Od wypadku minęło pięć dni. Jego stan się nie poprawił,
nadal jest w śpiączce. Siedzę przy nim codziennie, opowiadam mu różne historie,
czytam, oglądamy razem mecze i durne seriale. Żyję nadzieją, że mnie słyszy i
się niedługo obudzi. Cały czas obwiniam się o ten wypadek, wszyscy mi
powtarzają, że to nie moja wina, ale ja wiem swoje. Gdym nie ja byłby teraz
wśród nas. Trenował, cieszył się piłką oraz najbliższym spotkaniem z Alexą.
Oparłam głowę o materac łóżka cały czas trzymając go za rękę.
- Obudź się, proszę. Potrzebuję Cię. Pamiętasz jak planowaliśmy
najbliższe wakacje? Mieliśmy lecieć do Australii, ponurkować, zobaczyć kangury.
Musisz się obudzić, przecież nie polecę sama. – uśmiechnęłam się przez łzy. –
Sergio proszę. Jutro przyjeżdża Alexa, musisz się nią zająć. To, że mnie olewasz
jeszcze rozumiem, ale nie możesz olać małej. No, podnoś te swoje cztery litery.
Traciłam pomysły, próbowałam znaleźć jakiś powód, dla którego miałby
się obudzić. Ale mnie nie słuchał, wcale. Nie słuchał Ikera, Isco, lekarzy. Nie
dawał sobie wmówić, że czas się obudzić. Przekonałam doktora prowadzącego i
pozwolił mi przyjść tu jutro z Alexą. Może jej obecność, śmiech, dotyk małych
rączek go pobudzi. Tak bardzo bym
chciała z nim już porozmawiać, móc przytulić i zasnąć w jego objęciach.
Brakowało mi go, jego głosu, uśmiechu, głupich żartów, których nigdy nie
lubiłam. Teraz dałabym wszystko żeby taki usłyszeć.
Mina Maríi gdy to ja otworzyłam jej drzwi była zabójcza. Chyba jej plan
nie był aż tak idealny. Przekazała mi śpiącą w foteliku małą i tak po prostu
poszła. Co za kobieta.. Gdyby nie nadzieja, że dzięki Alexie Sergio się obudzi
zadzwoniłabym do Baskijki i powiedziała prawdę, ale dla niego wszystko. Na
szczęście zgodziła się przyjechać dzisiaj wieczorem i zabrać dziecko z
powrotem. Kochałam dzieci, ale bałam się jak córeczka Ramosa na mnie zareaguje.
Nie znała mnie, a miała zostać ze mną kilka godzin.
Z małą na rękach weszłam do tak znanej mi szpitalnej sali. Jedno łóżko,
kilka krzesełek, szafka i stolik. Na jednej ze ścian wisiał obraz, a na drugiej
telewizor plazmowy. Duże okno, z którego rozciągał się widok na Madryt.
- Mam dla Ciebie niespodziankę skarbie. Zobacz, kogo Ci przyprowadziłam.
– powiedziałam z radością w głosie. – No malutka przywitaj się z tatą. –
pogłaskałam Alexę po krótkich głosach a ta wydała z siebie kilka
niezrozumiałych dla mnie dźwięków. – Ponoć się bardzo dobrze rozumiecie, mam
nadzieję, że zrozumiałeś. – zaczęłam się śmiać, a córeczka Ramosa mi
zawtórowała. Co za przesłodkie dziecko!
Ślub, dzieci to nie był częsty temat w naszym domu, mówiliśmy, że
kiedyś weźmiemy ślub, założymy rodzinę. Wszystko potoczyło się trochę inaczej.
Niespodziewane i bardzo spontaniczne zaręczyny, potem pojawienie się Alexy,
wyjazd do Granady, teraz ten wypadek. Marzyłam tylko o tym żeby Sergio się jak
najszybciej wybudził. Obiecałam mu, że jak tylko się obudzi wrócę do domu, będę
mu robić śniadania i chodzić na każdy jego mecz, ale niech tylko się obudzi.
***
Umarłem? Nie, chyba nie. Zawsze wyobrażałem sobie, że jest tam ładniej.
Jestem w szpitalu, blade ściany, dość puste pomieszczenie, i jeszcze te
piszczące sprzęty. Strasznie irytujący jest ten dźwięk! Dlaczego ja tu jestem?
Coś się wydarzyło chyba.. Wracałem z Granady, strasznie lało, wpadłem w poślizg
i nic więcej nie pamiętam. Chyba miałem wypadek. Boże, jak mnie głowa boli.
Cholera! Czy tu nikt nie pracuje? Halo?
- Dzień dobry Sergio. – powiedział siwy lekarz wchodząc do mojej sali.
No w końcu ktoś przyszedł.
- Da mi pan coś na ból? - Głęboko westchnął czytając kartę wiszącą przy
łóżku.
- Wyniki nic się nie zmieniają. Robię wszystko, co mogę a ty nic.
- Nie zachowuj się jakbyś mnie nie słyszał! – krzyknąłem.
- Sergio obudziłbyś się wreszcie.
- Co proszę?
- Ja już nie wiem jak mam Ci pomóc.
Dlaczego ten gościu cały czas tak dziwnie gada? Ja chyba… jestem
duchem? Ale dobre. Zawsze się zastanawiałem czy ludzie w śpiączce słyszą, co
się wokół nich dzieje.
- Sergio nie wiem czy mnie słyszysz, ale mam nadzieję, że tak. Jeżeli
nie obudzisz się w ciągu trzech dni, a wyniki się nie poprawią to będzie już
tylko gorzej.
- Jest aż tak źle?
- Masz tyle powodów żeby się obudzić. Przyjaciół, którzy przychodzą tu
codziennie na zmianę, był tu już chyba każdy zawodnik Królewskich, moje
pielęgniarki nic tylko wzdychają do nich. – delikatnie się uśmiechnął. – A i
Nando był wczoraj. Albo Twoja narzeczona, no skarb nie kobieta.
- Narzeczona? Przesłyszałem się? Bo to jest niemożliwe chyba żeby Car
wróciła.
- Aż dziwne, że jeszcze jej nie ma. Pewnie kolejną niespodziankę dla
Ciebie szykuje. Masz naprawdę słodką córeczkę, taka pocieszna jest. Więc jeśli
nie przekonuje Cię córka, cudowna narzeczona, przyjaciele i fani, którzy bardzo
chcą Twojego powrotu to ja już nie wiem, co ma Cię przekonać. Naprawdę nie
wiem. – pokręcił głową i do pomieszczenia weszła Carlota. Moja mała! Jaka ona
jest piękna, długie blond włosy, piękne szare oczy, idealne usta. Ona cała jest
idealna.
- Carlot – szepnąłem.
- Dzień dobry. Jest jakaś poprawa? – zapytała promiennie.
- Dzień dobry Car. Niestety nie, nie słucha nas. Niereformowalny jest.
– delikatnie się uśmiechnął. – Wpadnę później.
- Cześć kochanie. – podeszła do mnie i złożyła krótki pocałunek na moim
ustach. Chyba mnie trochę ominęło. – Mógłbyś mi zrobić niespodziankę i się
obudzić. Czekam, czekam i czekam, a ty nie chcesz otworzyć tych ślicznych oczu.
To już przestaje być zabawne Ramos. – powiedziała z udawaną wściekłością. –
Tęsknię za Tobą głupku.
- Ja za Tobą też Carlot. – odpowiedziałem. Chciałem odpowiedzieć. Dlaczego
oni mnie nie słyszą?
- Dzisiaj grają chłopaki, obejrzymy co?
- Pewnie. Czekaj, czekaj. Jak to dzisiaj jest mecz? Leżę tu już
tydzień? O kurwa.
- Słyszałam, że szykują coś specjalnego dla Ciebie. Misiek obudź się
już, proszę.
- Nawet nie wiesz jakbym chciał.
- Wróciłam do domu, wiesz? Puste jest łóżko bez Ciebie, nie mam się, do
kogo przytulić jak mi zimno. Zawsze ty robiłeś bałagan, a ja sprzątałam. A
teraz ja go robię i nie ma, kto posprzątać. – delikatnie uniosła kąciki ust –
Daj mi cholera jakiś znak, że mnie słyszysz. Tracę już nadzieję, że mnie
słyszysz, że coś to daje.
- Słyszę Cię Car, ale nie mogę nic zrobić. Chciałbym dać Ci jakiś znak,
ale nie mogę. Próbuję poruszyć rękoma, ale one nie chcą ze mną współpracować.
- Kocham Cię głupku i nie daruję sobie, jeśli… nawet nie potrafię tego
powiedzieć. Nie możesz mnie zostawić słyszysz? – powiedziała ze łzami w oczach.
- Car nie płacz.
- Nie chcę żyć bez Ciebie, ty jesteś moim życiem. Moim największym
skarbem, kocham Cię od dnia, gdy wylałeś moją kawę i zawsze będę Cię kochać. –
słony płyn spływał jej po policzkach, a ja nie mogłem nic zrobić. To był
okropny widok, nienawidziłem jak moja księżniczka płacze, a tym bardziej przeze
mnie. Przytuliłbym ją, otarł łzy i nie pozwolił żeby kiedykolwiek była smutna. Carlota
ukryła twarz w dłoniach i płakała przez wiele następnych minut. W pewnym
momencie przestałem widzieć i słyszeć, co działo się wokół mnie.
Usłyszałem hymn Realu, mimo ogromnego bólu, jaki przeszywał moje ciało
otworzyłem oczy. Mecz z Valencią? Jak to? O cholera, minął już tydzień?
Spojrzałem na ekran telewizora, który znajdował się naprzeciwko mojego łóżka.
Tyle znajomych twarzy.
- Widzisz, jakie cudowne koszulki dla ciebie założyli? – usłyszałem
cichy głos Carloty. Wytężyłem wzrok i dostrzegłem białe T-shirty z czwórką i
napisem ‘Animo Sergio’. – Mam taką dla Ciebie, zobacz! Chłopaki się podpisali,
założę ją. Ładnie prawda? – uśmiechnęła się szeroko. – Patrz! – krzyknęła i
wskazała na ekran. Spojrzałem i zobaczyłem zbliżenie na boczną trybunę, na
której fani rozłożyli ogromny plakat. „Jesteśmy z Tobą Sergio. Wracaj do
zdrowia!” – O tym nie wiedziałam, jacy kochani. – pisnęła i przytuliła się do
mojego ramienia.
Oglądaliśmy mecz do końca, skończył się wynikiem 2:1 dla nas. To
dobrze, ucieszyłem się. Gdy chłopaki schodzili z boiska poczułem się jeszcze
gorzej niż dotychczas, wszystkie sprzęty zaczęły nienaturalnie piszczeć.
- Doktorze! – krzyknęła przerażona Carlota, dźgnęło mnie coś w klatce
piersiowej i nic więcej nie pamiętam.
Łzy lecą strumieniami po moich polikach.. Od tak dawna nie płakałam na żadnym rozdziale..
OdpowiedzUsuńMistrzowstwo! Ale powiem Ci, że myślałam iż Ramos się wybudził i byłam już taka szczęśliwa, a tu się okazało, że jednak nie.. Naprawdę bardzo smutny ten rozdział. Jedyny plus całej tej sytuacji jest taki, że Carlota wróciła do domu. Boże jaka ona jest kochana <3
Już myślałam, że się wybudził, po czym dotarło do mnie, że jednak nie :/ Zdecydowanie mi po przeczytaniu tego rozdziału źle i smutno :/ Ta oprawa, koszulki, po prostu bajka, widać, że tęsknią. Przynajmniej Car wróciła do niego i jest przy nim na okrągło :)
OdpowiedzUsuńDodawaj następny szybko :*
Popłakałam się :'( On musi przeżyć. Czekam na kontynuację. :-D
OdpowiedzUsuńej no, to dzień bym płakała przez fanfiki??? boże, to takie piękne ;-;
OdpowiedzUsuńSergio, nie umieraj ;----;
czekam na kolejny!
niech on się obudzi ;c
OdpowiedzUsuńZaniemówiłam. Potrzebuję ocucenia. Nie, chyba nie dojdę do siebie. Nie wiem, jak reagować jak to czytam. Wierzę, że się wybudzi... dla siebie, dla narzeczonej, dla córki i dla całej drużyny. Musi.
OdpowiedzUsuń