Sevilla, jak ja kochałem wracać do tego miasta. Spędziłem tu
dziewiętnaście lat swojego życia, uwielbiałem to miejsce, te uliczki, knajpki,
parki, place, wszystko. Tu też miałem rodzinę, którą bardzo mocno kochałem i za
którą tęskniłem codziennie. Powrót na Andaluzyjską ziemię zawsze był dla mnie
wyjątkowy. Szczególnie tym razem. Chciałem zagrać jak najlepiej, wygrać i
szybko pojechać do Granady. Tak, Carlo się zgodził. Dał mi dwanaście godzin na
powrót. Powiedział, że nie wie jak to zrobię, ale chce widzieć mnie następnego
dnia na treningu. W sumie nie to było wtedy dla mnie ważne. Liczyła się tylko
ona.
Siedzieliśmy w szatni, do wyjścia na murawę pozostały tylko minuty.
Kończyłem wiązać korki, gdy dosiadł się do mnie Iker.
- Gotowy? – zapytał.
- Jak zawsze. Wygramy to.
- Panowie ruszać tyłki i idziemy to wygrać. – wydarł się trener. Wszyscy
porwali się z miejsc i wykrzyknęli – Vamos! – na znak naszej gotowości.
Z głośników rozbrzmiał hymn Sevilli, wszyscy zawodnicy przywitali się
ze sobą. Po chwili sędzia gwizdną po raz pierwszy tego dnia i rozpoczął
spotkanie. Po pierwszej połowie prowadziliśmy 1:0 po golu Benzemy.
Andaluzyjczycy zagrozili naszej bramce tylko raz, ale udało nam się zablokować
atak. W 82 minucie spotkania szarża Cristiano została zatrzymana i piłka
wyleciała na rzut rożny. Pobiegłem w pole karne Sevilli. Do narożnika boiska
podszedł Toni. Futbolówka leciała w moją stronę, wyskoczyłem w powietrze i
skierowałem ją głową w stronę bramki. Wpadło! W takiej chwili nie zawsze
ogarnia się to, co się dzieje, endorfiny szczęścia uzyskują niesamowicie wysoki
poziom. Wiem, że nie powinienem się cieszyć tak z tej bramki, przecież to mój
były klub, ale w tamtym momencie liczyła się tylko Carlota. Przebiegłem kilka metrów i uniosłem Królewską
koszulkę ku górze. Odsłoniłem tym samem top z napisem „Kocham Cię Carlot”,
podbiegłem pod kamerę i powiedziałem to samo. Po chwili podbiegł do mnie Toni i
cała reszta. Zanim wróciłem na swoją pozycję podbiegłem jeszcze do Ikera i
szybko go przytuliłem.
- Dobra robota! – powiedział i poklepał mnie po plecach.
- Dzięki, myślisz, że wiedziała?
- Na pewno.
Mecz skończył się wynikiem 2:0 dla nas. W szatni szybko wziąłem
prysznic, założyłem ciemne jeansy i jasną koszulkę. Wszystkie duperele
zapakowałem do torby i żegnając się z wszystkimi wybiegłem do strefy mieszanej.
Udzieliłem trzy krótkie wywiady, wyszedłem na parking gdzie czekał na mnie
przyjaciel z dzieciństwa. Nasze ścieżki się rozeszły, ale zawsze jak
przyjeżdżałem do domu to się z nim spotykałem. Byłem mu dozgonnie wdzięczny, że
pożyczył mi ten samochód. Dzięki temu mogłem się szybko przedostać do Granady,
a później do stolicy. Nie miałem dużo czasu, wyjeżdżałem z Sevilli kilkanaście
minut po dwudziestej. Jakbym się pospieszył to za trzy godziny powinienem być u
mojej Carloty. Bałem się jak zareaguje na moją wizytę, czy w ogóle będzie
chciała ze mną rozmawiać. Nie wiedziałem jak to się skończy, ale wiedziałem, że
muszę zrobić wszystko żeby ją odzyskać.
Po kilku godzinach drogi dojechałem do Granady, ciemne ulice miasta
oświetlały tylko niskie lampy, w niektórych restauracjach i knajpkach siedziały
jeszcze grupki ludzi. Podjechałem pod mały, jednorodzinny domek, w którym
mieszkali rodzice Car. Bywaliśmy tu tak często jak tylko mogliśmy. Bardzo
lubiłem tą rodzinę, z Joaquínem od pierwszego spotkania złapaliśmy wspólny
język. Miałem szczęście, że byli za Realem i nie musiałem ich jakoś długo
przekonywać. Wysiadłem z czarnego samochodu i stanąłem przy bramie. Raz się
żyje. Nadusiłem dzwonek i po chwili drewniane drzwi się otworzyły.
- Dobry wieczór Quino. – powiedziałem – Mógłbym porozmawiać z Carlotą?
***
Kolejne dni mijały w słonecznej Andaluzji. Sergio dzwonił kilka razy,
ale nigdy nie odebrałam. Czułam się już lepiej, bolało nadal, ale nie płakałam
już na każdą myśl o nim. A prawda jest taka, że myślałam coraz mniej. Zajęłam
się pracą, sprzątaniem strychu, spotkaniami z dawnymi znajomymi. Czas mijał, a
ja coraz mniej tęskniłam, kochałam..
Siedziałam z Dulce w kuchni i kończyłyśmy przygotowywać ciasto na deser
do kolacji. W salonie ojciec oglądał mecz Sevilli z Realem, a mama rozwiązywała
krzyżówki. Kusiło mnie żeby chociaż na chwilę spojrzeć na ekran telewizora i
zobaczyć Ramosa, ale byłam silna.
- Carlota chodź tu szybko, teraz! – krzyknął Quino.
- Tato nie teraz.
- Już! – krzyknął razem z mamą. Podniosłam się z miejsca i weszłam do
salonu. Od razu przeniosłam wzrok na telewizor. Sergio strzelił gola, podniósł
koszulkę i ukazał napis. Zatkało mnie, łzy naleciały mi do oczu, nie
wytrzymałam i pobiegłam szybko do swojego pokoju. Było już tak dobrze, cholera!
Siedziałam kilka godzina zamknięta w ciemnym pokoju, palce mnie już bolały od
ściskania koca. Zadedykował mi bramkę, zawsze to robił, ale tym razem było to
wyjątkowe i miało inne znaczenie niż dotychczas.
Chciałam odpłynąć w świat moich ukochanych piosenek Eda Sheerana, ale
zorientowałam się, że telefon zostawiłam na dole. Cicho zeszłam po schodach na
dół i zobaczyłam tatę stojącego przy otwartych drzwiach.
- Tato wszystko okej? – zapytałam. Odwrócił się z bladym uśmiechem i
przymknął delikatnie drzwi.
- Ktoś chce z Tobą porozmawiać. – odpowiedział cicho. Zdziwiłam się
odrobinkę, kto o tak późnej porze może chcieć ze mną rozmawiać. Gdy go
zobaczyłam zamarłam.
- Co tu robisz? – powiedziałam cicho. Poczułam rękę taty na ramieniu, a
potem usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi. Zimne, nocne powietrze
sprawiło, że zadrżałam.
- Chciałem porozmawiać. Carlot wróć do domu, proszę. – powiedział i
podszedł do mnie.
- Sergio, dlaczego mi to utrudniasz? Dlaczego nie pozwalasz mi
zapomnieć?
- Bo Cię kocham i żyć bez Ciebie nie mogę. – chwycił moją rękę i mocno
ścisnął. – Wybacz mi, proszę.
- Nie potrafię. Zabiłeś to, co było między nami.
- Kochasz mnie? Powiedz, że mnie nie kochasz. Odpuszczę, ale muszę to
usłyszeć. – zapytał się i położył dłoń na moim policzku, po cały ciele
przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Dlaczego on tak na mnie działa?!
- Nie, nie kocham Cię. – szepnęłam, łzy podeszły mi do oczu, tak trudno
było mi wymówić te słowa.
- Spójrz mi prosto w oczy i powtórz. Inaczej nie zapomnę o Tobie nawet
za tysiąc lat. – podniosłam wzrok i spojrzałam w jego piękne, ciemne oczy.
Zawsze się w nich zatracałam.
- Nie mogę.. ale nie potrafię
żyć z kimś, kto mnie zdradził i okłamał. Pozwól mi zacząć żyć na nowo, proszę.
– odwróciłam się delikatnie, lecz piłkarz przyciągnął mnie do siebie. Nasze
ciała dzieliły milimetry, czułam bijące z niego ciepło. Chwycił moją twarz w
dłonie i pocałował. Znowu poczułam ich ciepło, smak. Jakby znalazła się w swoim
prywatnym niebie.
- Kochasz mnie, wiem to. – wyszeptał jeszcze, wsiadł do samochodu i
odjechał. Mój świat znowu runął w gruzach, kocham go jak szalona. Sergio zawsze
miał rację i w tym przypadku również. Nie miałam ochoty wracać do środka,
usiadłam na drewnianej huśtawce pod drzewem i spojrzałam w niebo. Ciemne
andaluzyjskie niebo ozdobione było licznymi gwiazdami i księżycem w kształcie
rogalika. Miałam nadzieję, że ktoś tam z góry pomoże mi podjąć jakąś decyzję.
Telefon nie przestawał dzwonić, to już chyba piąty raz, gdy ktoś
próbował się do mnie dodzwonić. Nienawidziłam jak ktoś budził mnie o tak
wczesnej porze. Gdy ponownie usłyszałam melodie wściekła podniosłam się i sięgnęłam
po iphone, który leżał na małej szafce nocnej. Dzwoniła Sara, niechętnie
przesunęłam palcem po ekranie i odebrałam.
- Sara nie mam siły teraz z wami rozmawiać, zadzwonię później. –
powiedziałam zaspana i chciałam się rozłączyć, gdy usłyszałam krzyk Carbonero –
Wiesz, która jest godzina? – zapytałam spoglądając na zegarek, za dwadzieścia
szósta. No nikt normalny o tej godzinie nie dzwoni do przyjaciół, nawet jak są
tymi najlepszymi.
- Sergio miał wypadek. Jest w szpitalu. – usłyszałam w słuchawce głos Hiszpanki.
- Co? – krzyknęłam.
- Nic więcej nie wiem. Iker właśnie tam pojechał. – telefon wyleciał mi
z ręki i rozłączył połączenie. Nie nie nie, to musi być zły sen. Robiłam
wszystko jak w transie, szybko się umyłam, ubrałam, spakowałam walizkę. Muszę przy
nim być, nie mogę go teraz tak zostawić. Na kartce zostawionej w kuchni
napisałam rodzicom, że wracam do Madrytu. Zadzwoniłam po taksówkę, godzinę po
telefonie Sary byłam już na lotnisku. Miałam szczęście, że w poniedziałkowy poranek
samolot leci do Madrytu. Nie mogłam zebrać myśli, czasy czas byłam przy Sergio.
Nie może być źle, proszę niech nic mu nie będzie.
Stolica Hiszpanii przywitała mnie złą pogodą, z zachmurzonego nieba padał
delikatnie deszcz, wiał silny wiatr. Wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki,
która zawiozła mnie do szpitala. Wbiegłam do budynku i nie wiedziałam gdzie mam
iść.
- Sergio Ramos, przywieziono go tu dziś w nocy. – powiedziałam szybko do
starszej pani siedzącej w rejestracji.
- Pani kimś z rodziny? – spojrzała na mnie spod fioletowych okularów.
- Jestem jego narzeczoną.
- Windą na czwarte piętro i na lewo.
- Dziękuję.
Winda jak na złość nie chciała przyjechać, dusiłam cały czas nerwowo w guziczek,
ale nic. W końcu metalowe drzwi się otworzyły i mogłam wjechać na górę. Tak się
o niego martwiłam, zaczerwienione oczy schowałam pod okularami
przeciwsłonecznymi. Dźwięk moich obcasów rozchodził się po całym piętrze. Przed
jedną z sal zobaczyłam tak dobrze znane mi twarze, podeszłam bliżej i od razu
utonęłam w uścisku Ikera. Przywitałam się jeszcze z Isco i Tonim.
- Co z nim? – wydusiłam z siebie.
- Jest w śpiączce. – powiedział spokojnie bramkarz, zabrakło mi
powietrza, stałam jak słup soli, nie wiedziałam, co mam zrobić, powiedzieć. - W
nocy była paskudna pogoda, wpadł w poślizg na obrzeżach miasta. Nie będę Cię
okłamywał, nie jest dobrze.
On wracał ode mnie, to moja wina. Gdyby wrócił z drużyną prosto do
Madrytu nic by się nie stało. Nie byłby teraz w śpiączce, nie walczyłby o życie
gdyby nie ja. On musi się wybudzić, musi do nas wrócić. Poczułam jak nogi mi miękną,
brakuje mi tchu i przed oczami robi się czarno. Na szczęście chwyciłam się ręki
Ikera, bo inaczej wylądowałabym na ziemi.
- Carlot wszystko okej? – zapytał się Isco podtrzymując mnie w pionowej
pozycji.
- Tak, zrobiło mi się słabo.
- Może powinni Cię zbadać? – zabrał głos jak zwykle nadopiekuńczy Iker.
- Nic mi nie jest, to z nerwów. Muszę się tylko przewietrzyć.
Po kilku minutach usiadłam na drewnianej ławce i zrobiłam kilka
głębokich wdechów. Świeże powietrze sprawiło, że od razu lepiej się poczułam.
Mimo wszystko bałam się jak cholera. On musi się obudzić, musi do nas wrócić,
do mnie wrócić. Ja nie przeżyje bez niego. Ten wypadek pomógł mi uzmysłowić jak
bardzo go kocham, jak bardzo mi go brakuje. Wybaczyłam mu, już dawno to
zrobiłam. Popełnił błąd, ale każdy czasem się gubi. Sergio jest całym moim
życiem i on musi żyć!